czwartek, 31 marca 2016

Forget About Me #18

[Frank]

-A co się stało? - zapytałem spanikowany.

-Pacjent zapadł w śpiączkę. Wiemy jak go możemy uratować. Poprzez symulację. Nie będzie to łatwe, ponieważ musi wygrać ze swoimi własnymi myślami, ale to jedyny ratunek. Wyeliminuje to także guza mózgu niszcząc, go poprzez rozwalenie na małe cząsteczki, które pacjent szybko wydali. Czyli będzie w stanie zacząć nowe życie.

-Zgadzam się. - rzekłem bez zastanowienia.

Lekarz szybko pobiegł na salę operacyjną i ponownie z niej wybiegł, lecz tym razem z eskortą innych lekarzy i moim ukochanym na łóżku operacyjnym.

Szybko pobiegłem do sali, w której on z lekarzem obserwował moje reakcje. Lekarze podłączyli go do całego mechanizmu i odeszli. Z ciekawością przyglądałem się całemu zajściu. Lekarz wszedł do sali i włączył projektor.

-Po co pan go włącza?

-Ktoś musi to obserwować. Jest dla niego nadzieja! - przeżegnał się, a w jego oczach pojawiła się iskra nadziei. Automatycznie na tą wiadomość się uśmiechnąłem.

Lekarz podszedł do szafki i nacisnął wielki niebieski guzik. Po drugiej stronie pokoju w rurkach które miał przypięte Gerard, zaczęła lecieć w nich niebieska ciecz. 

-Czy mogę tam wejść? - zapytałem.

-Możesz, ale uważaj. Podczas symulacji pacjent może się rzucać. - ostrzegł mnie lekarz.

-Dobrze, rozumiem. 

Wszedłem do ciemnego pokoju i dostawiłem sobie krzesło bliżej niego. Przyglądałem się jego twarzy. Na początku była spokojna, lecz po chwili zaczął marszczyć czoło. Nie miałem bladego pojęcia co on sobie wyobrażał.

****

Przez kolejne dwa miesiące przychodziłem do niego codziennie. Nie kończąca się symulacja bardzo męczyła Gerrego. Pod czas każdej wizyty łapałem jego dłoń i mocno ściskałem. Motywowałem zwykłymi słowami do dalszej walki. Dzień się kończył, a jego organizm kładł się spać. To był jedyny moment, kiedy się nie męczył.

Co on sobie wyobrażał podczas symulacji? Wyobrażał sobie, że umiera. Ale walczył. Z lekarzem słyszeliśmy jego myśli. Oglądaliśmy świat jego oczami. Walczył dla mnie. Nie był zimny, był radosną osobą, mimo swojej choroby. Tak bardzo chciałbym go zapamiętać w ten sposób.

*****

Tego dnia się obudził, lecz tylko na chwilę. Otworzył szeroko oczy i wymówił moje imię. Siedział przez chwilę na fotelu, lecz potem upadł i zapadł w głęboki sen. Lekarze myśleli, że nie żyje. Pomylili się. Na następny dzień symulacja zaczęła się od nowa.

*****

Tego dnia siedziałem przy nim jak codziennie. Jednak on w swojej symulacji umarł. Bardzo mnie to zmartwiło. Czy to znaczy, że przegrał? Nic bardziej mylnego. Obudził się. Odłączył od całej aparatury i przytulił mnie z całej siły.

-Frank co się dzieje? Co się właśnie wydarzyło? Gdzie ja jestem? - zapytał, po czym zaczął płakać.

-Żyjesz. Jesteś w bezpiecznym miejscu. Wygrałeś. Boże, wygrałeś!

-Co wygrałem? - zapytał zapłakany.

-Walkę o swoje życie. Walkę z guzem. 

Znieruchomiał na chwilę po czym spojrzał mi głęboko w oczy. Siedział tak przez chwilę, po czym otarł łzy i uśmiechnął się szeroko.

-Bo ty byłeś moją bronią. 

Był to moment. Poczułem jego ciepły oddech na swoim policzku. Po chwili musnął moje usta swoimi wargami. Były tak słodkie, że czułem się jak w transie. Już po chwili nasze języki splotły się w namiętnym pocałunku. Przyciągnąłem do siebie Gerarda całkowicie zatracony w tym pięknym uczuciu. 

środa, 30 marca 2016

Forget About Me #17

[Frank]

Gdy przeczytałem kartkę otworzyłem drzwi do łazienki i usiadłem znów pod prysznicem. Gerard wszedł do pomieszczenia z powrotem zamykając drzwi. Usiadł obok mnie pod prysznicem i oczekiwał mojej reakcji.

-Jeśli mnie kochasz spróbuj z tym walczyć.

-Lekarz powiedział, że nie daje mi sza...

-Nie interesuje mnie to co powiedział lekarz! Jeśli mnie kochasz walcz dla mnie! Chcesz, żebym był sam? - spojrzał na mnie z łzami w oczach.

-Nie chcę umierać Frankie. Chcę walczyć, ale tego boję się jeszcze bardziej. - rozpłakał się, a ja przytuliłem jego głowę do mojej kratki piersiowej.

-Nie bój się walczyć. Musisz się bronić przed rakiem. A to twoja jedyna broń - chemia. - czułem jak moja koszulka nasiąka łzami.

-Ale jeżeli mi się nie uda i zginę to obiecaj mi jedno. - powiedział pociągając nosem.- Obiecaj, że nie popełnisz żadnego głupstwa.

-Gee. Życie bez ciebie to nie życie. Czyżbyś chciał abym męczył się na ziemi jeszcze długi czas po twojej śmierci?

-Proszę... pomęczysz się, lecz potem zaznasz spokoju. Założysz rodzinę...

-Nie założę jej! Ja chcę ciebie, nikogo innego! - zdenerwowały mnie jego słowa.

-Frank, proszę. Nie utrudniaj mi tego.

-Obiecuję. - ująłem jego dłoń w swoją.


*****

Gerard w końcu zadzwonił do lekarza. Lekarz powiedział, że jest szansa. Ucieszyło mnie to, lecz gdy zaczęły się chemioterapie serce bolało mnie za każdym razem gdy go widziałem. Miał opuchniętą twarz, wiecznie załzawione oczy. Włosy nawet nie raczyły mu odrastać. Sam nie mógł na siebie patrzeć. Pewnego dnia poprosił mnie, abym zakupił mu perukę. Tak też zrobiłem. Odkąd był dalej mnie, tym bardziej tracił ze mną kontakt. Nie chciał ze mną rozmawiać, nie chciał nawet żebym siedział koło niego na łóżku szpitalnym. Nie mogłem zbliżyć się do niego. Nie pozwalał mi. Przy każdym spotkaniu ranił mnie coraz bardziej. Zawsze opowiadał o Bogu. " Bóg o mnie zapomniał, ale tylko w połowie," "On już nie ma dla mnie miłości," "Widocznie tak chciał," Ale ja tak cholera nie chciałem!

Po paru miesiącach zadzwonił do mnie lekarz z wiadomością, abym przyjechał po Gerrego. Ucieszyłem się bardzo i czym prędzej pojechałem do szpitala. Myślałem, że twierdzą, że jest już zdrowy. Myliłem się. Gerard się wypisał. Nie miał siły walczyć. Zostało mu parę miesięcy życia, a bez chemii - tydzień. Bolało, tak kurewsko bolało.

Jednak on był szczęśliwy. Z uśmiechem na twarzy wyszedł ze szpitala i starał cieszyć się życiem. Cieszył się, że już nie musi się męczyć, że może chociaż przez tydzień żyć pełnią życia. Jednak nie miał tyle siły co się spodziewał.

Codziennie wychodziliśmy na spacery. Oglądał z zaciekawianiem widoki i opowiadał jaki świat jest kolorowy. Jak pięknie świecą gwiazdy na niebie i jak barwne spadają liście jesienią. Opowiadał jak kocha jesień. Nie taką typową jesień. Jesień swojego życia. Tak to wszystko traktował. Jakby życie dzieliło się na pory roku. Wiosną - rodzisz się, zimą - umierasz. Słabł z dnia na dzień. W końcu nie pił, nie jadł i nie spał.

Z dniem na dzień miałem coraz większe wątpliwości czy mnie kocha. Czy nie kłamał, aby nie złamać serca swojemu przyjacielowi. Nie miałem pewności.

Dwa dni przed zapowiedzianą śmiercią Gerard pociął się. Jeszcze bardziej osłabił jego organizm fakt, że musiał być operowany. W łazience obok niego znalazłem list. Do siebie. Przeczytałem go podczas gdy Gerard był operowany.

"Drogi Frankie

Pewnie myślisz, że łatwo mi cię ignorować. Myślisz, że kłamałem, że cię kocham, lecz nie jest to prawdą. Nie miałem już siły walczyć. Bolało mnie wszystko a najbardziej świadomość, że cię stopniowo zostawiam samego, przez co rujnuję twoją psychikę. Postanowiłem oszczędzić ci stopniowego umierania od środka. Jestem dla ciebie zimny i oschły, ponieważ chcę abyś mnie znienawidził, aby moja śmierć bolała cie mniej, a świadomość, że jestem skurwielem pomoże ci w tym. Myślę, że każdy przeżywa swoją jesień w życiu. Ty byłeś promyczkiem słońca podczas gdy deszcz (rak mózgu) rujnował liście moich drzew. Nie chemia była moją bronią. Ty nią byłeś. Czas spędzony z tobą uszczęśliwiał mnie. Gdy przychodziłeś do szpitala i pytałeś jak się czuję chciałem ci wszystko powiedzieć, gdy chciałeś się przytulić, chciałem cię objąć i nie puszczać aż po kres moich dni, jednak nie mogłem - musiałem pozostać zimny. Chcę, żebyś wiedział, że moja zima nadejdzie nieco wcześniej niż się spodziewałem, ale mimo to chcę żebyś wiedział, że cię kocham. Żegnaj Frank, będzie mi ciebie brakować w niebie, lecz wiedz, że kiedyś się spotkamy.

Dziękuję
Gerard


Tego co przeczytałem w liście za Chiny bym się nie spodziewał. Popłakałem się już w drugiej linijce tego pierdolonego listu. Gerard nie jest pieprzonym egoistą, chciał dla mnie dobrze. Aby jak najmniej mnie to bolało i kosztowało. Kurwa. Zacząłem bić głową o ścianę podkopując ją nogami. Tracę tak wspaniałego człowieka. W końcu z sali wyszedł lekarz. Podszedł do mnie szybkim krokiem z szaleńczym spojrzeniem. 

-Musi pan teraz podjąć szybką decyzję. - spojrzałem na niego badawczo. - Czy zezwala pan na wprowadzenie pacjenta w symulację? - zamurowało mnie.

wtorek, 29 marca 2016

Forget About Me #16

[Frank]

-Czemu kłamałeś?

-Czułbyś się niezręcznie. - odpowiedział Gerard.

-Nie nie czułbym. Czułem się niezręcznie, gdy mi powiedziałeś, że nic nie wiesz. Zauważyłem wczoraj, że wiedziałeś. Dlatego już się nie boje...

-Idziemy się przejść. - zaproponował Gerard.

-Z przyjemnością.

Nie była to idealna pogoda na spacer, a mimo to był on przyjemny. Gerard nie zbliżał się do mnie w odległości  przynajmniej metru. Nie był sobą. Stracił dawną energię, chęć do życia. Wszystko przez moją śpiączkę, przez śmierć brata? Usiedliśmy w kawiarni niedaleko domu. Siedzieliśmy na przeciwko tylko patrząc na siebie. Rozglądałem się po pokoju.

-Muszę ci coś powiedzieć. - zaczął Gee.

Zaraz, zaraz. Czy przy kasie nie stała Suzie? Przyglądałem się jej dłuższą chwilę i stwierdziłem, że tak. To na pewno ona. To musi być ona.

-Poczekaj chwilkę. - rzuciłem do Gerrego, po czym podbiegłem szybko do kasy.

-Dobrze. - usłyszałem w oddali.

-Suzie? - zaczekałem na jej reakcje i tak odwróciła się.

-O boże, Frank? Znaczy przepraszam, że mówię tak po imieniu, bo się nie znamy, ale chcę, żebyś wiedział, że cię cenie. Cenie cały wasz zespół. - uśmiechnęła się szeroko.

-Jak to się nie znamy? - zapytałem zdziwiony. - Uratowałem cię. Wyciągnąłem cię z środku jeziora.

-Pamiętałabym. - zmarszczyła brwi. - Skąd wiesz, że kiedyś utknęłam na środku jeziora? Widziałeś to? Dlaczego mi nie pomogłeś?

-Pomogłem! - krzyknąłem, a oczy wszystkich zwróciły się w moim kierunku. Dziewczyna zaczęła płakać. - Pomogłem ci! - Nagle poszedł do nas Gerard.

-Przepraszam bardzo. Kolega się pomylił. - Objął mnie ramieniem i wyprowadził z kawiarni.

-Nie pomyliłem się. - powiedziałem, po czym zacząłem płakać.

-To była tylko symulacja. - pocałował mnie w czoło. - gihigugma ko ikaw prangka. 

-Co to znaczy? - spytałem zaciekawiony.


-Nie ważne. Dowiesz się w swoim czasie. 



*****


Minął tydzień. Bardzo szczęśliwy tydzień. Jedyne co mnie bolało to, to że Gerard chyba zapomniał. Albo nie chciał pamiętać naszego pocałunku. Tylko to mnie męczyło. Dzięki temu nie mogłem normalnie funkcjonować. 


Siedzieliśmy właśnie we dwoje na kanapie i oglądaliśmy telewizję, gdy Gee zaczął rozmowę.
-Pamiętasz, że chciałem ci coś powiedzieć?



-Tak pamiętam. - Uśmiechnąłem się z nadzieją. 

-To nie jest łatwe dla mnie i nie będzie łatwe dla ciebie. Nie chciałem ci tego mówić, ale i tak byś się dowiedział. Pamiętasz gdzie jechaliśmy w dniu wypadku?

-Przepraszam, ale nic nie pamiętam Gerard


-Przypomnę ci. Jechaliśmy na chemioterapię.


-Na chemioterapię? - zmarszczyłem brwi.


-Mam raka.


-Co kurwa? Dopiero co cię odzyskałem, a ty już chcesz mnie zostawić. - wstałem z kanapy.


-Frankie, nie chcę  cię zostawić...


-A jednak to robisz! Zostawiasz mnie! Nie powinieneś być teraz na chemioterapii?! 


-Lekarz powiedział, że to już nie ma sensu. Walka nic nie da. - powiedział z łzami w oczach.


-Mógłbyś przynajmniej spróbować walczyć! Dla mnie! Bo przecież ja cię kocham! - po tych słowach uciekłem do łazienki i zamknąłem drwi na klucz. Usiadłem pod prysznicem i zacząłem płakać.


-Frank otwórz proszę! - Gerard dobijał się do drzwi, lecz po chwili zaprzestał. Przez szparę w drzwiach wrzucił mi białą kartkę z napisanym zdaniem:


"Gdy wyszliśmy z kawiarni to co powiedziałem oznaczało: Kocham cię Frank."

poniedziałek, 28 marca 2016

Forget About Me #15

[Frank]

Minęły już dwa tygodnie. Wszystkie badania wyszły pomyślnie.W końcu mogłem wyjść ze szpitala. Przed szpitalem czekał już tłum naszych fanów oraz media. Wyszedłem ze szpitala w kapturze i okularach przeciwsłonecznych. Muszę przyznać, że nic nie widziałem przez ten tłum ludzi przed szpitalem. Ludzie robili zdjęcia, co jeszcze bardziej mnie oślepiało. Przewróciłbym się, gdyby nie odnalazła mnie ręka Gerarda. Chciałem na niego spojrzeć i podziękować, ale nie wiedziałem w którą stronę mam się zwrócić. W końcu dopchaliśmy się przez tłum ludzi do taksówki. Mimo to nie puściłem dłoni Gerarda. Po pewnym czasie mój wzrok przyzwyczaił się do światła dziennego, lecz nikomu się do tego nie przyznałem. Dojechaliśmy na miejsce. Przez okno widziałem nasz stary, dobry dom jednorodzinny. 

-Widzisz już coś? - zapytał Gerard.

-Jeszcze nic. - skłamałem.

Gerard wysiadł z auta i otworzył drzwi po mojej stronie. Zapłacił taksówkarzowi, po czym złapał mnie w pasie i uniósł do góry abym mógł wstać. Objąłem go mocno pod pretekstem wstania, lecz nie chciałem puścić. Zauważył to, jestem pewny. Podniósł więc moje nogi do góry i zaniósł do domu. Nie zaprowadził - ZANIÓSŁ. Moje serce podczas tej prostej czynności, biło jak serce jakiejś fangirl, gdy zobaczy swojego idola. Odłożył mnie na kanapie w kuchni. Jak ja dawno tutaj nie byłem. Zdjął mi kurtkę i powiesił na wieszaku, po czym usiadł obok mnie. Zdjął mi okulary z oczu. Delikatnie przejechał dłonią po moim policzku, po czym zdezorientowany wstał i usiadł naprzeciw mnie. To bolało. Czemu się ode mnie odsunął? 

-Miałeś mi opowiedzieć co się działo podczas symulacji.  

-Szedłem parkiem na spotkanie z tobą i wszystko było w porządku... dopóki...

-Dopóki nie zobaczyłeś mnie martwego? - dopytywał się Gee.

-Dopóki nie zobaczyłem twojego martwego ciała... Starałem się znaleźć mordercę i znalazłem! Już nie żyje... pomagała mi Suzie... czy z nią wszystko w porządku? Czy w rzeczywistości też nie żyje?

-Nie wiem Frank... Prześpij się. Pewnie jesteś zmęczony.

-Spałem czternaście miesięcy.

-Ja jestem zmęczony. - odpowiedział. - Dobranoc Frank.

-Cześć.

****

Zastanawiałem się w nocy skąd wiedział, że znalazłem go martwego i doszedłem do wniosku, że lekarz jak i on kłamali. Gerard widział to co ja. Wiedział o wszystkim. 

[Gerard]

Wstałem wcześnie rano. Nie spodziewałem się, że Frank już nie śpi. Siedział na kanapie. Gdy zauważył, że wszedłem do pokoju wstał i podszedł do mnie.

-Ty kłamco! - krzyknął mi prosto w twarz.

-Frank przepraszam, ale nie wiem o czym mó...

-Doskonale wiesz!

Zbliżył się do mnie i objął dłońmi moją twarz po czym złączył nasze usta. Objąłem go w pasie i odwzajemniłem jego pocałunek napierając na jego usta coraz mocniej. W pewnym momencie oderwał się ode mnie i przytulił. 

-Wiem, że wiesz co działo się w mojej głowie podczas symulacji. - faktycznie wiedziałem.

niedziela, 27 marca 2016

Forget About Me #14

[Gerard]
Serce mnie boli jak patrzę jak cierpi Frank, ale nie mam wyboru. Ta symulacja może go uratować. Na laptopie widzę wszystko to co on. Tak bardzo przeżywa moją śmierć, że chciałbym zmartwychwstać i mu wszystko wyjaśnić. W końcu chłopak się budzi. Rozgląda się wystraszony po pokoju i odłącza od aparatury. Jak najszybciej zerwałem się na nogi i wybiegłem przez drzwi.

-Gerard zaczekaj! Nie wiemy jak zareaguje na twój widok! - krzyczy lekarz z oddali.
Mam go w dupie. Po co mam go słuchać? Frankie właśnie obudził się z czternasto miesięcznej śpiączki, a ja go idę powitać! Wbiegam do pomieszczenia, w którym leży Frank, a on szybko zrywa się na równe nogi. Podbiegam do niego i obejmuję tak mocno jakbym go już nigdy miał nie puścić, bo nie chce go puścić. Chłopak wtulił głowę w moją pierś i zaczął cicho szlochać, jednak nie były to łzy smutku, były to łzy szczęścia. Też płakałem. Myślałem, że nie ma już szans na przeżycie. Tyle razy chciałem się poddać, lecz się nie poddałem. Było warto.

-Myślałem, że już cię straciłem. - wyszeptałem mu dyskretnie do ucha uśmiechając się pod nosem.

-Nie, to ja tak myślałem. - podniósł głowę, aby na mnie spojrzeć, jednak ja nie poluźniłem uścisku ani na sekundę.

Do sali wszedł lekarz powolnym krokiem okrążając nas dookoła. Puściłem Franka dając mu chwilę, aby odetchnął. Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy ze swoim głupkowatym uśmiechem. Otarł łzy spływające po jego policzkach, a potem moje. Parsknąłem śmiechem, lecz nie tak żeby go urazić. Byłem szczęśliwy, że go widzę wśród ŻYWYCH.

-Czy już jestem w niebie? - zapytał.

-Nie jesteś wśród żywych. - objąłem go ramieniem.

-Jak to? Gee, przecież ty nie żyłeś... - odsunął się ode mnie robiąc zamyśloną minę.

-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - odpowiedział mu lekarz. - Wszystko to było symulacją tylko, że poprzez tą symulacje toczyła się walka o twoje życie. - chłopak spojrzał na mnie zadziwony.

-Czyli nic stamtąd nie było prawdziwe?

-Nie. - odpowiedziałem.

-Ktoś oprócz mnie wie, co działo się w mojej głowie podczas symulacji. - zapytał wytrzeszczając oczy.

-Tylko lekarz. - skłamałem, aby nie czuł się skrępowany. W końcu wymyślił sobie moją śmierć i stwierdził, że jestem dla niego kimś więcej niż przyjacielem. Nie chciał tego, a ja twierdzę, że myślał tak na skutek szoku pourazowego. Gdyby tak było na prawdę - wiedziałbym. W końcu jesteśmy przyjaciółmi prawda? A przyjaciele mówią sobie wszystko. Bez względu na cenę. To dlaczego ja tak długo ukrywałem przed nim swoje sekrety?

-To prawda. - powiedział lekarz. Dobrze wiedział o co mi chodzi. Frank odetchnął z ulgą.- Teraz musimy zrobić tylko wszystkie niezbędne badania. Czy jest pan gotowy zrobić je teraz panie Iero? Czy mamy poczekać? - zapytał lekarz z uśmiechem na ustach.

-Niech da mi pan godzinę. - Powiedział chłopak. - Muszę porozmawiać z przyjacielem. - odwrócił głowę w moim kierunku i posłał mi uroczy uśmiech.

[Frank]

Nie wierzyłem w to co widzę, ani w to co słyszę. Wytworzyłem sobie w głowie fikcyjny świat o którego istnieniu wiedział tylko i wyłącznie mój lekarz. Próbowałem rozwiązać sprawę, której nie było. O tym co się tam wydarzyło wiedzieliśmy tylko my. Chcę powiedzieć Gerardowi co się wydarzyło podczas śpiączki, ale nie mogę powiedzieć mu wszystkiego. Boję się, że może mnie odtrącić, a przecież ja chciałbym go zatrzymać przy sobie. Rozmowa, którą przeżyłem z lekarzem była najdziwniejszą rozmową w moim życiu.

-Czy pamiętasz co działo się przed symulacją? - zapytał 

-Nie, ale chciałbym się dowiedzieć. - odpowiedziałem pewnie.

-Nie znałem celu waszej podróży, lecz jechaliście w trzy osoby. Gerard, który wyszedł po miesiącu ze szpitala ty, który obudziłeś się po czternastu miesiącach od wypadku oraz mężczyzna o imieniu Michael Way, który jak z przykrością muszę stwierdzić - nie przeżył, zmarł na miejscu. - Jak to? Mikey nie żyje? To nie możliwe... - Gerard był załamany śmiercią Michaela, ale jeszcze bardziej bał się o twoje życie. Nie chciał cię odstąpić na krok. Był z tobą codziennie. Nie raz nocował w szpitalu i po prostu patrzył jak oddychasz. To przykre, że nie widział o czym śnisz. Nie sądzisz, że byłoby ci o wiele łatwiej? 

-Nie jestem pewny swoich uczuć. - wtrąciłem.

-Nie kłam. Wiem, że jesteś pewny w stu procentach. 

-Nie chcę go stracić, bo... - Wypowiedź przerwał mi Gee, który właśnie wszedł do pokoju.

-Mogę już odzyskać mojego ukochanego? - zaśmiał się pod nosem, a moje serce zabiło szybciej, mimo iż wiem, że był to zwykły żart z jego strony.

-Możesz iść Frank. - powiedział do mnie lekarz, a ja podniosłem się z fotelu i poszedłem w stronę Gerrego.


[Gerard]

Frank zachowywał się nadzwyczaj dziwnie. Myślę, że czuł się przy mnie dosyć niezręcznie. Ale dlaczego? Przecież nie wie, że obserwowałem symulacje. Usiedliśmy na ławce przed ośrodkiem, ponieważ stwierdziłem, że Frankowi przyda się pooddychać trochę świeżym powietrzem. Dzień był szary i ponury, a mimo to Franka raziło światło dzienne, dlatego oddałem mu swoje okulary, za co podziękował mi skinieniem głowy. Frank przebierał nerwowo nogami i dzierżył w dłoniach starą monetę przeciągając ją pomiędzy palcami. 

-Wiem, że przy mnie byłeś. Cały czas, chciałbym ci bardzo za to podziękować. - złapał moją dłoń w swoje, a moje serce zabiło szybciej.

-W porządku. Nie musisz mi za to dziękować. Byłem przy tobie, bo przyjaciół nie zostawia się w potrzebie. - Frank nagle posmutniał. - Gdyby mnie nie było nikt nie podjąłby najważniejszej decyzji w twoim życiu. To ja zdecydowałem się, abyś przystąpił do symulacji. Chcieli cię odłączyć Frankie... umarłbyś, a ja nie chciałem cię stracić, bo jesteś jedyną osobą, która przy mnie została. 

Frank nic nie mówił. Patrzył na mnie chwilę po czym chwycił swoją dłonią mój podbródek i się zbliżył się do mnie. Drugą dłonią dotknął mojej rany na czole, którą zakrywałem włosami. 

-To świeża rana. - stwierdził.

-Przewróciłem się na schodach. - odpowiedziałem.

-Nie wieżę ci. - odsunął się ode mnie po czym spojrzał przed siebie. - Chcę ci opowiedzieć o tym co widziałem. - uśmiechnął się. 

-Czy wydarzyło się tam coś ważnego? - zapytałem, mimo, że wiem już wszystko.

-Dużo się wydarzyło. Podobno moje wspomnienia były prawdziwe, tylko niektóre osoby wytworzyła moja wyobraźnia. Pomożesz mi to sprawdzić jeżeli opowiem ci o wszystkim? 

-Oczywiście, że ci pomogę. - pogłaskałem go po głowie, a on zdjął moją rękę ze swoich włosów.

-Dalej tego nie lubię. - odpowiedział z uśmiechem na ustach.

-Doprawdy Frankie? - Przytrzymałem go jedną dłonią za ramię, a druga znów pogłaskałem po głowie.

-Gerard! - Krzyknął spadając z ławki i śmiejąc się głośno. 

-Chodź już. - Wstałem z ławki z wymalowanym szerokim uśmiechem i podałem mu dłoń, aby wstał. 

piątek, 25 marca 2016

Forget About Me #13

Nawet nie pamiętam co się później działo. Pamiętam jedynie jak się obudziłem. Byłem znowu związany, lecz tym razem stołek stał na dworze. Usta miałem związane ścierką. Była ciemna noc, a przede mną widniał wykopany dołek i łopata wbita w ziemie. Zacząłem płakać. Chcą mnie zakopać żywcem? W końcu pojawili się oni. Patologiczna rodzina Gerrego niosąca zwłoki dziewczyny. Wrzucili je bez uczuć do rowu i zwrócili się w moją stronę.

-Możesz się za nią pomodlić. - rzuciła kobieta, po czym ruchem ręki nakazała Way'owi, aby zaczął zakopywać ciało, a on posłusznie wziął łopatę do rąk. - Kochasz mojego syna? - zapytała, a ja pokiwałem głową na nie. - Jest bezużyteczny i za dużo wie. Nie jest nam potrzebny Mikey. - chłopak odwrócił się w moją stronę ze łzami w oczach.

Podszedł do mnie powolnym krokiem, a ja wiedziałem już co mnie czeka. Chce mnie zastrzelić. Chce mnie zabić. Za chwilę będę zimny. Tak jak Gerard i tak jak Suzie. Wiedziałem. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Mikey podszedł do mnie i przytulił. Rozkleiłem się jeszcze bardziej, a on zaczął płakać razem ze mną. Dopiero potem spostrzegłem, że rozwiązał słupły, dzięki czemu mogłem uciec. "Uciekaj" - wyszeptał mi do ucha, po czym się ode mnie odsunął.

-Ostatnie życzenie? - zapytał płaczliwym głosem celując we mnie pistoletem.

-Dziękuję Mikey. Nie mam. - ryczałem jak mała dziewczynka, ale zacząłem uciekać.

Mikey wystrzelił kule w przeciwnym kierunku, a pani Way się do niego odwróciła. Potem odwróciła się w moją stronę i wystrzeliła.

-Nie tym razem matko. - powiedział Mikey po czym oberwał zamiast mnie. Oberwał w brzuch.

Jego matka była zfrustrowana, lecz nie przeszkodziło jej to w postrzeleniu mnie. Dostałem tuż obok serca. Od śmierci dzieliły mnie sekundy. Cały czas rozlegały się strzały. W ostatnich sekundach życia widziałem panią Way, która spada do dołu, w którym leży Suzie. Miała czerwoną plame na swojej białej bluzce. Zabił ją. Jestem mu wdzięczny. Pomógł mi w ostatnich minutach mojego życia na ziemi.

Zawsze myślałem, że śmierć boli. Że postrzelenie w serce boli. Jednak nic nie czujesz. Czujesz tylko odrzut i upadasz. Dlaczego? Bo jesteś bezsilny. Kolejnym etapem umierania jest zaćma przed oczami. Widzisz jak przez białą mgłę, lecz po chwili zamykasz oczy. Widzisz to co chcesz widziieć. Ja zobaczyłem Gerarda.

****

Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu na białym fotelu. Przede mną była szyba, a za nią stał jakiś człowiek. Nagle do pokoju wparował Gee. Odłączyłem się od całej aparatury i pobiegłem do niego nerwowo. Przytuliłem go mocno do siebie, a on odwzajemnił uścisk.

-Myślałem, że cie straciłem. - wyszeptał do mnie.

-Nie, to ja tak myślałem.

~~~~~~
Mój tok myślenia jest ostatnio podobny do autora "Gry o tron"... Czyli wszyscy muszą zginać xD To jeszcze nie koniec mojej opowieści. Więcej w następnych rozdziałach! :D

czwartek, 24 marca 2016

Forget About Me #12

-Nie tylko ja go zabiłam. Mój synek mi pomógł. - uśmiechnęła się szyderczo.

-Czemu? Czemu go zabiliście? Czemu zabiliście wszystkich moich przyjaciół?

-Uh... Frankie. Nie wiesz jak to jest mieć dwóch synów i to jeszcze oby dwóch z przypadku. Nie chce ich, Nigdy nie chciałam. Ale pokochałam młodszego. Chciałam, aby był szczęśliwy. Ale Gerard, był nie do zniesienia. Zawsze miał własne zdanie na każdy temat. Kochał nas, ale my go mieliśmy dość. Jeszcze jak nie chciał się od ciebie odczepić. Mikey tak cierpiał - podeszła do Michaela leżącego na ziemi i pogłaskała go po głowie. Tego dnia pokłóciliśmy się z nim. Uciekł z domu i cały dzień błąkał się po ulicy Mikey go szukał, aż w końcu znalazł.

****
Nie zasługuje na Franka? Wiem, że zasługuje. Co jest ze mną nie tak? Własna matka ma mnie w dupie i mnie olewa. Mówi, że nie zasługuję na osobę, którą kocham. To bzdura. Nie chcę tam wracać i nie wrócę. Powiem dziś wszystko Frankowi. Wszystko co zapisywałem w notesie i wszystko co czuję. Nie boję się. Już nie. Wiem, że mnie nie odrzuci. Jestem tego pewny. Nagle z moich przemyśleń wyrwał mnie szelest w krzakach. Zatrzymuję się na chodniku i przyglądam im. W końcu postanawiam do nich podejść. Nagle z krzaków wyłania się Mikey. Jego oczy są nie obecne, a zmierza w moim kierunku, a ja cofam się na trawę.

-Hej, co ty tutaj robisz? - nie odpowiedział. - śledzisz mnie? - dalej milczał.

W końcu znalazł się tak blisko mnie, że wbił mi nóż w kolano. Zacząłem krzyczeć, wzywać pomocy. Lecz dalej nikogo nie było. Potem wyciągnął stary pas ojca, którym ojciec mnie bił i owinął mi dookoła szyi. Michael mnie kopał, aż w końcu ja bezsilnie upadłem na ziemię. Wtedy wzmocnił ucisk na mojej szyi, a ja już nie walczyłem.

****

-Pomagasz mu? Podoba ci się to co twój syn wyprawia? - próbowałem wstać z krzesła, lecz niestety nikt nie poluźnił mi supłów. Mój wysiłek na nic się nie zda.

-Ja zleciłam mu morderstwo.

-Zakłamana suka. - uderzyła mnie w twarz, a strumyk krwi poleciał mi z nosa. - Ale dlaczego Suzie? Co ona ci zrobiła? Dlaczego ja?

-Suzie byłą mądra i spostrzegawcza, aż nad to. Nie powinieneś był jej to wciągać, a przepraszam. Przyjaźniła się z Gerardem tak samo jak ty. Sama chciała odkryć prawdę. Była zdolna. Mogła do czegoś dojść w życiu. Ale jej na to nie pozwoliłam. Była zbyt dobrym szpiegiem. - podeszła do niej i odwróciła jej zwłoki na plecy. Twarz Suzie była przerażona, a oczy patrzyły przed siebie z iskierką nadziei, która do tej pory nie zdążyła zgasnąć. Włosy miała posklejane krwią tak jak Gee kiedy go znalazłem. To boli, że zabiłem swoich przyjaciół. Nie chciałem... Łzy napłynęły mi do oczu. -Ty byłeś z nim blisko. Zbyt blisko. Nie dostrzegałeś przez to Mikeya. Ale on był w ciebie ślepo zapatrzony. Masz poza tym dziennik Gerarda oraz związane z nim wspomnienia. Byłeś jego drugą połową. Dopełniałeś go. - patrzyłem na nią w osłupieniu. W końcu Michael odzyskał przytomność i podniósł się z ziemi. Patrzył raz na mnie, a raz na swoją matkę.

-Idziemi Mikey. - rzuciła w końcu pani Way.

-Zaraz dołącze do ciebie matko.  - Pani Way wyszła, a Michael usiadł mi na kolanach. - Widzisz Frankie dokąd doprowadziła nas twoja miłość.

-Zamknij się psychopato. - rzuciłem odwracając od niego głowę.

-Ej, patrz się na mnie - chwycił mnie za podbródek zmuszając di spojrzenia na niego, lecz ja zamknąłem oczy. - Oj przestań wiem, że chcesz na mnie spojrzeć. - musnął moje usta. - Czemu nic nie mówisz? - zaczął się o mnie ocierać. - Ah... rozumiem. - jęknąłem cicho. - Ona patrzy. - wyszeptał mi do ucha. Nareszcie udało mi się go zepchnąć z moich kolan, lecz w zamian przewróciłem stołek. Michael nie podniósł mnie z ziemi i podszedł do drzwi. - Do zobaczenia jutro, już tęsknie.

-Spierdalaj! - krzyknąłem, a on zatrzasnął drzwi.

Nasłuchiwałem jeszcze czy nikt nie idzie w moją stronę, a gdy nic nie usłyszałem przeczołgałem się w stronę Suzie. Wyciągnąłem scyzoryk z jej spodnii i przeciąłem linę przez przypadek nacinając sobie skórę. Wyślizgnąłem się z liny, którą byłem związany i uklęknąłem przy ciele Suzie. Położyłem ją sobie na kolanach i zamknąłem delikatnie oczy. Otarłem krew z jej czoła i przełożyłem ciało na stary materac, który znajdował się w piwnicy. "Mogłem cię w to nie wciągać" -wyszeptałem.

wtorek, 22 marca 2016

Forget About Me #11

Wiedziałem, że kłamie. Byłem na niego zły. Przepraszam, byłem wkurwiony. Zabił go, widziałem, że czuł się skrępowany. Gdy jego postać odeszła poza mój wzrok szybko podbiegłem do krzaków i biłem je mocno szukając Suzie.

-Ałć! - usłyszałem z krzaków, a moją dłoń przeszyło uczucie bólu. Wyciągnąłem Suz za nadgarstek z krzaków. - Ała! Kurwa, Frank to boli! - krzyknęła do mnie nerwowo, po czym puściłem jej rękę, a ona zaczęła rozmasowywać obolałe miejsce.

-Kłamie jak z nut! - krzyknąłem do niej. - Wiem, że to on! To musi być on! To nie może się tak skończyć. Tyle walczyłem. Nawet go... pocałowałem.

-Tak, pocałowałeś go dla dobra sprawy. - wywróciła oczami.

-Nie chciałem go całować! Nie kocham go. Wolałbym całować Gerarda! - Ups, powiedziałem to na głos? Suzie zachichotała.

-Wiem o tym. Musisz iść do jego domu i go przeprosić.

-Co?! Kurwa Suz! - zezłościłem się na nią.

-Ale dasz radę! Jesteś Frank Iero! - krzyknęła podnosząc pięść i głupio skacząc. - Jesteś moim idolem. Dawaj mi przykład! Idoli się naśladuje! Jesteś na prawdę mądrym człowiekiem. Jesteś dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam.

-Dziękuję... Na prawdę tak uważasz?

-Tak... świetnie sobie radzisz.

-Dam radę. - powiedziałem pewnie.

-No ba! - szturchnęła mnie łokciem szeroko się uśmiechając. - Bosos Power!

-Jeżeli jesteśmy 'rodzeństwem' to jesteś tym głupszym dzieckiem. To nie było śmieszne, tylko idiotyczne.

-Ooo. Jak słodko. Nauczyłeś się czegoś ode mnie.

-Czego?

-Bycia skończonym chamem. - puściła mi oko.

-Dziękuję... chyba.

*****
Zanim się obejrzałem byłem pod domem Mikeya. Suzie dalej podsłuchiwała, lecz skryła się tym razem w ogródku. Mikey szybko otworzył mi drzwi.

-Czego chcesz? - powiedział to tak, że aż zabolało.

-Mogę wejść? - zapytałem.

-Dobrze, zapraszam. - wpuścił mnie do środka.

-Mikey, chciałbym cię bardzo przeprosić. Przemyślałem wszystko i zachowałem się jak kretyn. Nie chciałem cię zranić, ani wykorzystać informacji, że mnie lubisz. - pokiwał głową. - Wybaczysz mi?

-Już ci wybaczyłem. Chciałem po prostu zobaczyć jak bardzo ci na mnie zależy.

-Bardzo, jesteś moim przyjacielem. - to była prawda.

-Pomagam mamie montować pułki w piwnicy. Może chciałbyś mi pomóc?

-Chętnie. - odpowiedziałem z uśmiechem.

Zeszliśmy więc do piwnicy. Ledwo przeszedłem przez ten bałagan na podłodze, lecz w końcu zauważyłem panią Way.

-Witaj Frank. - podeszła do mnie i przytuliła. - Jak się trzymasz? - zapytała patrząc mi w oczy.

-Nie tak źle, a jak się pani miewa? Musi być pani bardzo ciężko. - machnęła ręką po czym podniosła wiertarkę.

-Mikey może przyniesiesz naszemu gościowi coś do picia?

-Nie trzeba...

-Trzeba. - odpowiedziała mi, po czym Mikey poszedł do kuchni po coś do picia.

Staliśmy chwilę w bezruchu, po czym zadzwonił mi telefon.

-Halo?

-FRANK! KURWA! POMOCY! kurwa... kurwa... AAA! FRANK! 

-Gdzie jesteś? Suzie?! 

Połączenie zakończone.

-Przepraszam panią, ale muszę iść. - szykowałem się do wybiegnięcia, gdy nagle dostałem czymś mocno w głowę. Uderzenie, było tak mocne, że przewróciłem się na ziemię.

-Nigdzie nie pójdziesz. - Powiedziała pani Way, po czym moje powieki zaczęły robić się ciężkie, aż w końcu straciłem przytomność.

*****
Obudziłem się gdy zostałem oblany lodowatą wodą. Byłem dalej w piwnicy tylko, że teraz przywiązany do krzesła.

-Witaj wśród żywych Frank. - odezwała się pani Way. Ja pierdole, to jednak nie był zły sen. - Wprowadź ją! - krzyknęła, a w pokoju pojawił się Mikey z krzyczącą Suzie.

-FRANK! O BOŻE! TY ŻYJESZ! PUŚĆCIE MNIE! PROSZĘ. - Zaczęła szlochać.

-Suzie! - krzyknąłem. - zostawcie ją!

-Śmieszny jesteś. - Mikey wycelował w nią pistolet, przez co zmuszony był poluźnić uchwyt, dzięki czemu Suzie się wyrwała i podniosła deskę, która miała służyć za półkę, po czym przywaliła Michaelowi w głowę. Mikey upadł, a kobieta wycelowała swój pistolet w Suzie i postrzeliła ją prosto w serce.

-SUZIE! KURWA NIE! SUZIE! CZEMU MI TO ROBISZ?!

-I tak za dużo wiedziała. - powiedziała pani Way sprawdzając puls Mikeyowi. - Na szczęście żyje. Nie przeżyłabym śmierci kolejnego ze swoich synów. - zaczęła się głośno śmiać. - Ale nie płacz. - płakałem? Rzeczywiście. - Ona musiała zginąć, a i tak według ciebie była suką.

-Nie była suką! Była moją przyjaciółką! - naplułem jej w twarz.

-Tak się nie traktuje starszych, wiesz Frank? - otarła z twarzy moją ślinę. - Brakuje ci Gerrego?-zapytała z udawanym smutkiem.

-Ty go zabiłaś. Nie Mikey tylko ty!

poniedziałek, 21 marca 2016

Forget About Me #10

Odwinąłem kartkę chcąc jak najszybciej zobaczyć co na niej pisze.
"Umów się z Michaelem dziś o 20:00 w parku na tej ławce na, której czekałeś na Gerarda. Będę czaiła się w krzakach. Podsłuch masz założony. Za uchem masz mały czip. NIE PRÓBUJ DOTYKAĆ TAMTEGO MIEJSCA, BO MOŻE SPAŚĆ. - Dzięki, właśnie chciałem się tam podrapać... - Czekam na ciebie. Nie spóźnij się. Wspominałam już, że wasze spotkanie będę nagrywała?"
Myślę, że Suzie wiedziała, że uwierzę w jej teorię, dlatego właśnie dała mi tą kartkę. Ale tym bardziej stresowałem się tym spotkaniem jak dowiedziałem się o podsłuchu i ukrytej kamerze. Halo prywatność? Chyba się gdzieś zawieruszyłaś. Dokładnie tak samo jak odwaga. Dziwne nieprawdaż? Tak czy inaczej wysłałem do Mikeya wiadomość, aby pojawił się w parku. Zgodził się. Cholera jasna on się zgodził. Czy ja panikuje? Tak, panikuje!

*****
W końcu dotarłem do parku. Siedziałem na tej przeklętej ławce i co najważniejsze, czekałem na Mikeya. Czy się stresuje? Tak! I to bardzo! Ale niestety. Muszę to zakończyć. W krzakach zauważyłam przebłyski światła - Suz. Po czym przyszedł mi sms. " Widzę go." Czyli już tutaj jest? Uroczo. W końcu go zobaczyłem. Zmierzał szybkim krokiem w moją stronę z udręczoną miną. - Niezły z niego aktor.

-Hej, Frankie. -Chłopak usiadł koło mnie, a ja czułem jak moja złość wzrasta z każdą sekundą. Zabił własnego brata! Mojego przyjaciela!

-Cześć Mikey. - Odpowiedziałem z udawanym uśmieszkiem na twarzy.

-Chciałeś o czymś pogadać? - zapytał.

-Tak... Bo wiesz, Gerarda już nie ma, a wiesz jaki byłby zazdrosny. Dlatego mówię ci to dopiero teraz... ah... Zakochałem się w tobie. Po uszy. - Serio Frank? Na więcej cie nie stać? Sześciolatek odegrałby te scene lepiej niż ty.

-Frank... Ja ciebie też kocham. Wiedziałem jaki był. Dlatego geż ci nic nie mówiłem. - Na twarzy blondyna pojawił się szeroki uśmiech. Patrzył mi w oczy następnie próbując mnie pocałować, lecz ja poczułem sie na tyle nie na siłach do odgrywania jeszcze tego, że przytuliłem go wywracając oczami. - On zagrażał naszej miłości...

-Wiem Mikey... wiem. - Ciekawe.kto.kurwa.zagrażał.czyjej.miłości.i.czyjemu.życiu.

-Muszę ci coś wyznać... - odkleił się ode mnie. W końcu. - Ale nie bądź zły. - No i kurwa stało się. Nie zdążyłem uciec przed jego obleśnymi obślinionymi ustami - Tak jednak musiałem odegrać pocałunek. Suzanne w co ty mnie suko wpakowałaś! Oderwałem się od niego chcąc wysłuchać jego wyznania o morderstwie Gee. - Groziłem Gerremu, że jak cię nie zostawi to go... zabiję. Kochałem cię i dalej cię kocham, ale po prostu chciałem, żeby się od ciebie odczepił. - rozpłakał się zasłaniając twarz dłońmi.

-Zabiłeś go. - zasugerowałem twardo.

-Nie. Co ty mnie nie znasz? Był moim bratem. Nigdy nie zrobiłbym mu czegoś takiego. - rozpłakał się jeszcze bardziej. Wiedziałem, że kłamał, ale ja wyciągnę z niego prawdę.

-Przepraszam - odparłem obejmując go ramieniem. - Nie chciałem, ale to dobrze, że Gerard nie żyje. -  Co ja mówie... - Nie mamy teraz przeszkód. Możemy być razem.

-Czy ty słyszysz sam siebie? - Spojrzał na mnie zaszkolnymi oczami. - Dobrze,  że ktoś umarł? Może ja już lepiej pójdę Frank. Chyba dzisiaj działasz pod wpływem nerwów. Zapommijmy o tym dobrze?

niedziela, 20 marca 2016

Forget About Me #9

Pierwsza notka od autorki! Wow, robię postępy xD Oficjalnie ogłaszam, że zbliżamy się już do końca opowieści. Jak ten czas szybko leci ;') Miło jest codziennie wstawiać nowy rozdział, więc mam już pomysł na kolejne ff! Więcej szczegółów będzie w osobnym poście, teraz wstawiam nowy rozdział i życzę miłego czytania :)

********

Mój wybór był prosty. Odkąd przeczytałem, że dziewczyna wie, kto może być mordercą chciałem się z nią spotkać. Musiałem się z nią spotkać. Siedziałem od 13 w kawiarni mocno trzymając pamiętnik. Nie zamówiłem nic oprócz wody. Czekałem na nią myśląc o ostatnim tygodniu mojego życia. Najgorszym tygodniu mojego życia. W końcu przyszła. Usiadła obok mnie ściągając kurtkę.

-Masz pamiętnik? - zapytała.

-Dzień dobry. - wywróciła oczami. - Mam pamiętnik.

-Wpis trzydziesty drugi. - wzięła ode mnie pamiętnik i otworzyła na wpisie trzydziestym drugim. - O tutaj. - wskazała palcem. - "Pokłóciłem się dziś z Michelem. Nigdy nie myślałem, że będzie w stanie mnie uderzyć, a co dopiero pobić. Siedzę teraz w szpitalu. Mam nadzieję, że Frankie się nie dowie. Nie chcę go martwić wiem jak mu bardzo na mnie zależy i że Mikeya traktuje jak brata."

-Dlaczego ten skurwysyn nie chciał mi nic powiedzieć. Dlaczego mówił wszystko TOBIE. - spojrzała na mnie z wyrzutem.

-Gerard nie był skurwielem. - zmarszczyła czoło. - On cię po prostu kochał. - odwróciła ode mnie wzrok, jakby nie miała mi już nic do powiedzenia. Wiedziałem, że Gee nie był skurwielem. Przecież... ah... ciężko to powiedzieć nawet w myślach. Kochałem go. - Wpis trzydziesty dziewiąty. - przesunąłem parę kartek pamiętnika. Skąd ona wiedziała, który wpis jest który? No przecież, ona zna te "dziennikarskie sposoby". - "Mikey kocha Franka. Dlatego zaczął mnie nienawidzić. Zabronił mi się z nim spotykać. Ale ja nie zostawię Frania. Nie odbierze mi go."

-Czekaj sekundę... Czyli Mikey..? - wytrzeszczyłem oczy.

-Tak. Miłość Gerarda odwzajemniałeś. Troszczyłeś się o Gee. Martwiłeś się o niego. Mikey to zauważał. Zapragnął mieć osobę, która też go będzie tak kochała. Ty byłeś dla niego miły. Potrafiłeś słuchać. W takich okolicznościach stwierdził, że odbierze ciebie Gerremu. Ale ty nie odwzajemniałeś jego miłości. Więc zaczął grozić Gerardowi. Wpis czterdziesty. - zjechała palcem parę linijek w dół. - "Boje się Mikeya. Zagroził mi dzisiaj, że jeżeli nie odczepię się od Frania, zabije mnie. Czemu akurat on. Nie chcę, żeby mój niezrównoważony psychicznie brat zrobił coś mojemu Franiowi. Nie pozwolę mu na to. Muszę ostrzec przed tym Franka. Powiem mu wszystko dziś w parku."

-Sugerujesz, że to Mikey zabił Gerarda?

-Tak. Dokładnie o to mi chodzi. Niby czemu czterdziesty wpis jest ostatni? Czterdziesty wpis mówi, że chciał cię ostrzec,a potem nie ma już żadnych wpisów, bo w ten sam dzień Gerry zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Według mnie jedynym podejrzanym w tej sprawie może być tylko i wyłącznie Mikey.

-Myślałaś nad wybraniem pójściem na psychologie? - Nie wiem po co to powiedziałem. To było jak najbardziej w moim stylu, ale dziewczyna miała racje. Mimo, że była największym chamem jaki chodził po tej ziemi. Wierzyłem jej. Mówiła mądrze- Moim zdaniem masz racje, To jaki jest plan?

-Plan? Ah, tak. - popatrzyła zamyślona w pamiętnik. - Spotkasz się z Michelem. Uwiedziesz go. Powiesz, że tylko jego kochasz i że Gerard stał tylko na drodze waszej miłości oraz, że chciałeś aby sprawy inaczej się ułożyły... - Co kurwa?

-Pojebało cię Suzie? Nie kocham Mikeya i nie jestem dobrym aktorem.

-Myślę, że dasz sobie rade. W końcu, robisz to dla Gerarda. Spokojnie, będę was śledziła. Będę miała wszystko pod kontrolom. Ale wracając do planu. Gdy już go uwiedziesz wyciągniesz od niego potrzebne informacje... Wspominałam już, że będziesz miał założony podsłuch?

-To dobrze, - to brzmiało bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.

-Tak, dobrze. Wyciągniesz od niego informacje o tym, że on zabił Gerrego. Powiesz mu, że jeżeli on to zrobił to jesteś mu wdzięczmy, bo w końcu możecie być razem. Typowa śpiewka zakochanych. Myślę, że dasz rade.

-Dam. Zrobię to dla Gerarda.

-Tak trzymaj Frank. - Uścisnęła mi dłoń na pożegnanie i zostawiła kartkę na stole.

-Nie mogłaś mi powiedzieć tego co chcesz, tylko musiałaś mi zostawiać kartkę?

-Tak jest bardziej tajemniczo.

Forget About Me #8

Minął tydzień. Tak, już tydzień. Aż tydzień. Tydzień spędzony na cmentarzu z pamiętnikiem. Tydzień studiowania wpisów Gerarda. Codziennie nowy znicz. W końcu zbankrutuje. W końcu zacząłem przychodzić na cmentarz z herbatą. Przesiaduję tam średnio cztery godziny dziennie. Dzisiaj jak codziennie przyszedłem na cmentarz. Ktoś stał nad grobem Gerarda. Postać odłożyła parę rzeczy na grób i odeszła. Podszedłem szybko do grobu. Na grobie leżała bluza Gerarda, Podniosłem ją i powąchałem. Dalej pachniała Gerardem, nie pachniała nikim innym tylko nim. Aż się uśmiechnąłem. Kolejną rzeczą był termos z herbatą, podpisany: Dla Franka. Trzecią rzeczą była kartka owinięta wokół kamienia. Wiedziałem, że te przedmioty zostawiła Suzie. Wiedziałem odkąd zobaczyłem bluzę. Nie byłem już na nią tak bardzo zły, lecz dalej nie mam zamiaru się do niej odzywać. Postanowiłem jeszcze nie czytać kartki od Suzie. Ale może opowiem o tym co się dowiedziałem z dziennika? Gerard nie był dilerem, wiedział, że Mikey czyta jego notatnik więc postanowił to sprawdzić pisząc taką notatkę. Pracował w kawiarni razem z (co dziwne) Suzie, która straciła tą prace dosyć nie dawno. Ważne może okazać się to, że Suzie wspominała, że chce zostać dziennikarką. Moim zdaniem matka Gerarda wiedziała, że jest dziennikarką i dlatego nie chciała jej na jego pogrzebie. A ja głupi ją ze sobą zabrałem. Jednak nie widziałem, żeby cokolwiek notowała, albo przynajmniej nagrywała. Ale najważniejsze jest to, że dowiedziałem się, że Gerard na prawdę mnie kochał. Właśnie za to dostawał po mordzie od ojca. Ojciec o tym wiedział. Gerard myślał, że go kocham. Cały czas miał takie wrażenie, a ja? A ja na początku nic do niego nie czułem, lecz później zwykłe spotkania z nim przyprawiały mnie o zawał serca, Z czasem można było się do tego przyzwyczaić. Ale jeżeli wiedział, czemu nie poruszał tego tematu? Ah... może dlatego, że wszędzie za nami łaził Mikey. Gerard dużo o nim wspomina. Ah... chyba pora przeczytać tą kartkę. Nie mogę się powstrzymać.

" Przepraszam za to, że przeczytałam jego pamiętnik, ale musiałam upewnić się, że moje podejrzenia są prawdziwe. Wiem, że z pamiętnika dowiedziałeś się, że pracowałam z Gerardem. Mieliśmy bardzo dobre relacje i mówił mi, że cie kocha. Byłam zaufaną osobą. Do czasu. Kiedy zaczęliście grać ja zaczęłam pracować jako dziennikarka. Śledziłam każdy wasz ruch. Gerard o tym wiedział. Mówiłam mu kiedy was śledzę i dlatego czasem zachowywał się dziwnie. Wiedział tylko on. Piałam wtedy artykuł. Artykuł o was. Jednak śmierć Gerarda zaprzepaściła wszystko. Nie przełamałam się do tego, aby oddać moje zapiski szefowi, przez co zostałam zwolniona. Wiem o was dużo. Dzięki mnie Gerard domyślił się, że go kochasz. Zauważałam jak zachowujesz się przy innych, a jak przy nim. Tak, ciebie też śledziłam. Przez to, że tyle o was wiedziałam stałam się waszą fanką. Mam pewne podejrzenia, a tak dokładnie jestem pewna kto zabił Gerarda. Znasz tą osobę. Spotkaj się ze mną w kawiarni w której pracował Gerard. Będę tam codziennie o godzinie czternastej. Jakbyś się zdecydował przyjść. Powiem ci wszystko co wiem. Weź ze sobą dziennik, to on jest dowodem.

Pozdrawiam ciepło
 Suzanne Donnell"


Mam nadzieję, że coś wie. Bo jeżeli tam przyjdę, a ona nic nie będzie wiedziała o zabójcy Gerarda, to ja zabiję ją. Mam nadzieję, że nie okaże się aż taką suką.

sobota, 19 marca 2016

Forget About Me #7

Stojąc przed trumną, którą właśnie zakopywali usłyszałem krzyki. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem Suzie. Czemu ona tam stoi? Stoi i kłóci się z matką Gerarda... Znaczy teraz już tylko Mikeya. Zdania, króre najczęściej padają to: "Nie chcemy tu obcych", "Muszę to zobaczyć, żeby uwierzyć" i "Proszę odejść, bo wezwe policje". W końcu nie mogłem wytrzymać i podszedłem do kobiet.

-Co jest Frank? - zapytała matka Mikeya.

-Dziewczyna jest ze mną. - odparłem stanowczo, a kobieta spojrzała na mnie z wyrzutem. 

-Jak może być z tobą, skoro nawet nie znasz jej imienia. - spojrzałem na nią ze złością w oczach. Jak mogła mi sugerować, że nie znam osoby, którą znam? Może byłem zły, bo właśnie zmarł mój przyjaciel? Może byłem zły na niego, a nie na nią. To już bez znaczenia. 

-Idziemy. - Rzuciłem do dziewczyny i pokierowaliśmy się w stronę grobu Gerarda. 

-Nawet jej imienia! - krzyknęła pani Way.

-Suzie. - powiedziałem w jej stronę. - Ma na imię Suzie. - Pani Way patrzyła na mnie zdziwiona, a ja odwróciłem się i pociągnąłem Suzie za bluzę. 

Staliśmy tam dość długo, lecz bez słowa. Wszyscy już poszli. Mikey zapraszał mnie na stypę, jednak ja nie chciałem iść. Zostałem tu, a Suzie o dziwo została ze mną. Patrzyłem na grób Gee. Trumna była już zakopana, więc patrzyłem na nagrobek z jego imieniem i nazwiskiem, oraz datą śmierci. Cały grób był pięknie przyozdobiony kwiatami. Najpiękniejsze kwiaty dostaje się na pogrzebie, co? 

-Kochałeś go, prawda? - zapytała Suzie zapłakanym głosem spoglądając na mnie, a ja rzuciłem jej pytające spojrzenie. - Bo on ciebie kochał. Cholernie cię kochał. Bał się, że go zostawisz, że pewnego dnia odejdziesz. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jego najlepszy przyjaciel i prawdziwa miłość, którą musiał ukrywać, żeby się nikt nie zorientował ma go zostawić. Tylko czemu on zostawił ciebie. Nie podejrzewam nikogo. - spojrzałem na nią ze łzami w oczach. Niektóre już spływały mi po policzkach, lecz ona się tym nie przejmowała. Kontynuowała swoją wypowiedź. - On cię kochał, a ty go. Dlaczego baliście sobie tego powiedzieć. Dlaczego? - zapytała nieco głośniej. - Tyle przeżytych razem chwil... - odwróciła swój wzrok na grób. 

-Skąd wiesz, że on mnie niby kochał? - zapytałem ocierając łzy. - Może i go kochałem, ale nie byłem pewny czy on mnie też.

- On to zauważał. - powiedziała twardo. - Pisał o tym. - Wyciągnęła z torebki notatnik Gerarda i mi go podała, a ja nerwowo wyrwałem jej go z rąk. 

-Ty go zabrałaś? - zapytałem ze złością w głosie. - Przeczytałaś go?!

-Proszę nie krzycz. Nie chciałam, go zabrać. Przeczytałam tylko parę fragmentów, ale już nie mogłam. Było tam tyle bólu. Tyle... miłości. - miłości? No błagam. - Dlatego ci go oddaje. Przepraszam. 

-Jakim prawem go wzięłaś? Czemu? Okradłaś mnie. Idź stąd.

-Frank przepraszam. 

-Dobrze, a teraz stąd idź! Wynoś się! Był moim przyjacielem, a ty bez pozwolenia przeczytałaś jego sekrety! A ja głupi się nie zorientowałem, że to moja wina! Że to ja dałem ci je przeczytać!

-Frank To.Nie.Twoja.Wina.

-Idź stąd! Nie pokazuj się tutaj już nigdy więcej!

Dziewczyna posłusznie odeszła, a ja podbiegłem do grobu i go przytuliłem strącając parę bukietów. 

-Przepraszam Gee. - zacząłem szlochać. - Jestem taki samotny. Bez ciebie.


czwartek, 17 marca 2016

Forget About Me #6

-Przepraszam - powiedziała Suzie. - pójdę już. - po czym pobiegła szybko w park.

Zabrała bluzę Gerarda. Kurwa, żałuję, że jej ją dałem. Dobra Frank, weź się w garść i idź na ten pogrzeb. Ale zaraz, zaraz. Sprawdziłem zawartość plecaka. Gdzie do cholery jasnej jest notatnik Gee? Zacząłem panicznie szukać go na brzegu, lecz nigdzie go nie było. To te skurwysyny mi go zabrały. Wiedziałem, że nie powinienem  zostawiać plecaka na brzegu. Założyłem więc plecak i pobiegłem na pogrzeb. Cały mokry i z wielkim poczuciem winy. Czemu poczuciem winy? Bo pozwoliłem, by sekrety Gee wpadły w niepowołane ręce! Im dłużej biegłem, tym bardziej było mi ciężko ze świadomością oddania światu jego sekretów aż na tyle, że zacząłem płakać. Nawet nie płakać. Zacząłem ryczeć jak dziecko. Ten notatnik to jedyne co mi po nim zostało, tak od serca. To jedyna oznaka, że on kiedyś żył. Mogłem się dzięki notatnikowi dowiedzieć kto go zabił, a ja co zrobiłem? Pozwoliłem go sobie odebrać. W końcu dobiegłem do kościoła na pogrzeb. Moje oczy były podpuchnięte od płaczu, a policzki czerwone i gorące. Ludzie przeważnie patrzyli się w moim kierunku. zamiast na księdza. Może dlatego, że cały czas ryczałem? Nie, może dlatego, że byłem dalej cały mokry. W końcu był czas na pożegnanie zmarłego. Ja żegnałem go ostatni. Podszedłem więc do trumny, ocierając spływające po policzkach łzy. Spojrzałem na Gerarda. Leżał ubrany tak oficjalnie. Jak nie on.. Nawet się uśmiechał. Gdy zobaczyłem uśmiech na jego twarzy od razu go odwzajemniłem. Przez łzy, ale odwzajemniłem. Potem uświadomiłem sobie jednak, że to nie jest jego uśmiech, który tak bardzo kochałem. To uśmiech, który narzucili mu w zakładzie pogrzebowym. Dlaczego nie jest mi dane zobaczyć jego pięknego uśmiechu? Tego, za którym tęsknie? Jego oczy były zamknięte. Już nigdy więcej się nie otworzą - pomyślałem, po czym po policzku spłynęła mi kolejna łza. Zbliżyłem się do ucha nieboszczyka.

-Dlaczego mi ciebie odebrali? - wyszeptałem.

Chwyciłem go za rękę, wciskając w dłoń kartkę, którą napisałem w domu. Miałem już odejść od trumny, ale tylko obejrzałem się za siebie czy nikt mnie nie obserwuje. Wszyscy już wyszli przed kościół. Zostawili go tak szybko... Nie. To on zostawił tak szybko nas. Przeniosłem swoją dłoń na jego policzek i delikatnie pogłaskałem po jego zimnej skórze.

-Jesteś tak zimny... Będę za tobą tęsknić. - otarłem łzy po raz kolejny. - Tak bardzo będę tęsknić... - Wybuchłem płaczem i oddaliłem się od trumny, zabierając dłoń z jego martwej twarzy.

Wiem, że gdybym stał tam dłużej, nie chciał bym już odejść. Bolałoby to jeszcze bardziej. Czemu chcieli mi go odebrać? Dlaczego mi go odebrali? - Ciągle zadaje sobie te pytania. Był jedyną osobą, która mnie tak dobrze rozumiała. Był jedyną osobą, która mnie tak dobrze znała.

*****

Z auta wysiadłem przed cmentarzem, tam gdzie mieli go pochować. Tłum już zmierzał za trumną, jednak ja się zatrzymałem. Na środku drogi. Ludzie szli, mijali mnie, a ja stałem. Po środku. Po środku tego wszystkiego. Oni nie tęsknią za nim tak bardzo jak ja. Robią to na pokaz. A ja? Cierpię. Tak bardzo cierpię. Jako jeden z nielicznych. W mojej głowie w końcu zawitało światło. Wspomnienie. To on. On mi je podsunął, abym się nie smucił. Uśmiechnąłem się na samą myśl o nim. Żywym.

Siedziałem pod domem Gerarda czekając, aż wyjdzie z domu. Czekałem z gitarą na plecach, siedząc na zimnym murku. Aż w końcu wyszedł z upchanym plecakiem i dwoma kocami w rękach.

-Pozwolili ci? - zapytałem z nadzieją.

-Nie wiem nie pytałem. - podszedł do mnie uśmiechając się od ucha do ucha. - To ten uśmiech kochałem. Cały Gee. - A tobie? - zapytał z iskierkami szczęścia w oczach.

-"Nie wiem... nie pytałem" - zaczęliśmy się śmiać oby dwoje. 

Zmierzaliśmy do parku. Nad brzeg jeziora. Ale od drugiej strony. Tej nieznanej. Tej gdzie nikt tam nie przychodzi. Kiedy już doszliśmy Gee rozłożył koc na trawie, obok namiotu.

-Kiedy zdążyłeś go rozbić? - zapytałem.

-Byłem tu rano... - spojrzał na krzak. Nie odrywał od niego wzroku. Czyżby znów się zawiesił? Stary dobry Gee. - Ah, tak o czym to ja mówiłem? Już wiem. Przepraszam, ale mam tylko jeden namiot. 

- Nie ma sprawy. Możemy spać pod jednym namiotem. 

-To dobrze. Może zagrasz mi coś? 

-Oczywiście, że zagram. A co myślałeś? Że noszę tą gitarę na plecach dla rozrywki?

- Racja. - odparł.

Prześpiewaliśmy i przegraliśmy prawie całą tą piękną noc pełną gwiazd. Grałem na gitarze znane piosenki, a Gerard śpiewając je przekręcał śmiesznie ich tekst. Śmialiśmy się cały czas. Było tak idealnie...

Czemu nie może być tak jak kiedyś? Może mógłbym cofnąć czas? Żeby to wszystko się nie wydarzyło... Żeby Gee żył...


wtorek, 15 marca 2016

Forget About Me #5

Gdy wstałem z łóżka uświadomiłem sobie, że dziś jest pogrzeb Gerarda. W oczach zebrały mi się łzy. Mimo mojej chandry (to już chyba nie chandra, to już depresja) musiałem wstać z łóżka. Co ubrałem na pogrzeb? Bluzę i koszulkę Gee. Chyba jeszcze wtedy trzeźwo nie myślałem, bo przecież co innego nadaje się idealnie do ubrania na pogrzeb niż ciuchy zmarłego? Do plecaka spakowałem Notatnik Gerarda i kartkę z napisanym na szybko zdaniem: "Pomszczę cię. Trzymaj się przyjacielu, bardzo tęsknie", którą miałem zamiar włożyć mu do dłoni. Szedłem spokojnie parkiem, lecz ciągle o nim myślałem. Tak bardzo mi go brakuje. Gdy przechodziłem obok jeziora usłyszałem przeraźliwy krzyk. "POMOCY! POMOCY!" Podszedłem więc do osób, które stały w kostiumach kąpielowych na brzegu jeziora. Stali wszyscy w jednej linii i wyśmiewali się z dziewczyny, która siedziała na małej wysepce pośrodku jeziora. 

-Czemu się z niej śmiejecie? - zapytałem.

-Nie potrafi pływać, a utknęła pośrodku jeziora. - odpowiedział rudy, piegowaty chłopak, nie potrafiąc opanować śmiechu.

-Jesteście skurwielami. - odparłem i odszedłem od grupy ludzi. 

Po chwili zauważyłem skuter wodny. Mogłem się dostać na tą wysepkę właśnie nim i uratować dziewczynę. Bez chwili namysłu odłożyłem buty i plecak na brzegu, po czym wsiadłem na skuter. Gdy skuter dopłynął do wysepki uświadomiłem sobie, że jeżeli ledwo ruszyłem nie będę umiał się też zatrzymać. Więc właśnie z tego powodu wpadłem do wody, dzięki czemu byłem cały mokry. Podpłynąłem pod wysepkę i wspiąłem się na nią dochodząc do dziewczyny.

-Nic ci nie jest? - zapytałem z troską w głosie. 

-Brawo geniuszu! 

-Co? - odparłem ze zdziwieniem. 

-Teraz obydwoje tutaj zginiemy! A mogłeś sobie spokojnie żyć. - dziewczyna zakryła dłońmi ręce i zaczęła cicho szlochać.

-Przecież możemy dopłynąć do brzegu. - Nie chciałem jej denerwować jeszcze bardziej, dlatego nie wyzwałem jej z powodu, że jestem cały mokry. Widziałem, że była wystraszona.- Pomogę ci.

- Czy nie rozumiesz, że ja W OGÓLE nie umiem pływać? - zaakcentowała słowo "w ogóle"

- Jak się nazywasz?

-Suzie. - powiedziała cicho nie przestając płakać.

-Dobrze Suzie. Ja jestem Frank i pomogę ci dotrzeć tam. - wskazałem palcem.- Na brzeg.- dodałem.

-Jak chcesz to zrobić? - zapytała nieco spokojniej spoglądając na mnie. - Zaczekaj... Ty jesteś Frank Iero z My Chemical Romance? - To zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie. - Tak... to ty.

-Potem zajmiemy się tą twoją rozkminą. Teraz musimy dotrzeć na brzeg. 

-Racja. - stwierdziła Suzie ocierając łzy. - To jaki jest plan?

- Mam nadzieję, że nie boisz się wejść do wody.- powiedziałem ściągając bluzę i koszulkę. 

- Nie, a co? I czemu się rozbierasz?

- Wejdę do wody, a ty wejdziesz mi na plecy. Potrzymasz mi te ubrania, żebym ich nie zamoczył. Dopłynę do brzegu, a ty będziesz szczęśliwa na lądzie. Pasuje ci taki układ? 

-Tak, zwłaszcza, że jesteś gitarzystą mojego ulubionego zespołu i chcesz mi pomóc.

-Byłem gitarzystą twojego ulubionego zespołu. - mam nadzieję, że nie zauważyła jak się zarumieniłem, aż odwróciłem wzrok. 

Wszedłem do wody i zaczęliśmy realizować nasz plan. Suzie weszła mi na plecy trzymając ubrania nad moją głową. Suzie się bała, gdy płynąłem, a zauważyłem to dlatego, że strasznie się trzęsła. A ja postanowiłem skorzystać z okazji zachowania się jak skurwiel i ją zastraszyłem. Zasymulowałem tonięcie. Suzie zaczęła krzyczeć, a ja zacząłem się śmiać, po czym znów płynąłem normalnie.

-Kurwa Frank! - krzyknęła mi do ucha.

Nie powiem poprawiło mi to trochę humor. W końcu dotarliśmy na brzeg. Położyłem się brzegu, a Suz rozglądała się po brzegu szukając swoich ubrań. 

-Co jest? - zapytałem zdyszany.

-Skurwysyny zabrały mi ubrania i uciekły. - Wpatrywałem się w nią chwilę myśląc czy pożyczyć jej bluzę Gerarda. Wahałem się, bo nie chciałem, aby jej zapach pomieszał się z zapachem Gerarda.

-Trzymaj. - powiedziałem podając jej bluzę Gee. - To bluza Gee, ale myślę, że się nie obrazi.

-Mam nadzieję. - uśmiechnęła się do mnie. - Ale gdzie on teraz jest?- zapytała biorąc ode mnie bluzę i zakładając ją na siebie, a ja położyłem się patrząc w niebo. 

-W niebie Suzie. W niebie.

Forget About Me #4

WPIS 1

Właśnie teraz zacząłem zachowywać się jak baba. Założyłem sobie pamiętnik? To takie męskie. Ale nie mam przyjaciół, a takie są tego skutki. W dzisiejszym dniu poznałem Franka. Gdy przysiadł się do mnie i do moich znajomych na obiedzie, trudno mi było udawać, że jego osoba mnie irytuje. Może dlatego, że było zupełnie inaczej? Zainteresował mnie. Chcę wiedzieć o nim więcej. Jest tak bardzo zamknięty w sobie.

WPIS 2

Po miesiącu zdążyłem już przyzwyczaić się do jego obecności. Nie czuję się już tak nieswojo, jak kiedyś. Chyba nauczyłem się żyć z innymi ludźmi. 

WPIS 3 

Dostałem dzisiaj i to dość mocno...  Co ja sobie myślałem nie przychodząc na noc do domu. Mogłem przynajmniej nie pić. Pomaluję się dzisiaj eyelinerem tak mocno, żeby nikt nie zauważył mojego podbitego oka. Założę bluzę, a z wf ucieknę. Może nikt nie zauważy. Jakby Mikey się dowiedział, że zrobił mi to ojciec - znienawidziłby go.

WPIS 4

Właśnie zaczynam nowe życie. Nigdy nie mieliśmy pieniędzy, ale teraz to się zmieni. Znalazłem pracę. Nie jest to praca idealna, ale przynajmniej dorobię na boku. Mam sprzedać przynajmniej 3 kilo towaru do końca miesiąca, a dostanę porządne wynagrodzenie. Dwa i pół tysiąca na miesiąc to chyba nie tak mało. Z tego co słyszałem dilerzy zarabiają o wiele mniej. 

WPIS 5

Założyliśmy dziś zespół. Ja i moja ekipa. Nie mogę doczekać się naszej pierwszej próby. 

WPIS 6

Minął rok od poznania Franka. Nigdy bym się nie spodziewał, że tak się z nim dogadam. On jest taki... inny. Dziś w zoo nazwał mnie swoim przyjacielem. To było bardzo miłe. Przez to głupie wydarzenie z zimnej kluchy zamieniłem się w ciepłego pieroga. W ciepłego pieroga zamieniłem się już parę miesięcy temu. Nie jestem z tego dumny, ale jestem za to szczęśliwy z powodu znalezienia nowego przyjaciela. 

WPIS 7

Znów dostałem po mordzie, lecz tym razem od szefa. Chciałem odejść. Nie pozwolił mi... mogłem nie mieszać się w to gówno. Po tym jak mnie pobili przyszedłem prosto do Franka.Widać, że się o mnie martwi, a mnie to o dziwo odpowiada. Tak bardzo chciałbym mu opowiedzieć o wszystkim co mnie boli, jednak boję się, że przez to, że mu powiem nie tylko ja będę miał przesrane, ale on też. Nie chcę, żeby cokolwiek mu się stało. Ja chyba go Jest po prostu moim PRZYJACIELEM, dlatego się o niego boje.

WPIS 8


If I could be with you tonight 
I would sing you to sleep
Never let them take the light behind your eyes.
One day, I'll lose this fight
As we fade in the dark 
Just remember you will always burn as bright. 

Dla Franka

Nie dałem rady czytać już dalej. Byłem na prawdę zmęczony tym wszystkim. Nie mogłem uwierzyć w to, że Gee mógł być dilerem w to, że bał się mi cokolwiek powiedzieć. A przecież bym mu pomógł. Czy on mnie lubił bardziej niż przyjaciela? Czy tekst jednej z naszych piosenek miał być dla mnie? Jestem już tym wszystkim tak zmęczony, że nie potrafię myśleć logicznie. Muszę się położyć. 

poniedziałek, 14 marca 2016

Forget About Me #3

Gdy podniosłem głowę z poduszki, która była już cała mokra od moich łez nie wierzyłem własnym oczom. Zobaczyłem Gerarda. Siedział na łóżku i wpatrywał się we mnie. Szybko podniosłem się do siadu i przytuliłem go tak mocno ile sił miały moje ramiona. Czułem jak w moich oczach znów zbierają się łzy. Nie były to jednak łzy smutku. Były to łzy szczęścia. 

- Gerard ty żyjesz. - wyszeptałem mu płaczliwym głosem do ucha. 

- Nigdy bym ciebie nie opuścił Frankie. Nigdy. - powiedział wolno mocno akcentując ostatnie słowo.

Przejechał dłonią po moich włosach, aż doszedł do moich ramion i delikatnie odłożył mnie na poduszkę. Nagle poczułem, że szarpie mnie za ramie. Podniosłem się zaspany z poduszki i zapytałem: 

-Co jest Gerard? - Jednak to nie był on. Na łóżku teraz siedział Mikey i wytrzeszczał oczy przyglądając mi się. - Przepraszam... Ja...

-Nic się nie stało. Czekałem na ciebie u siebie w pokoju, ale usnąłeś tutaj, więc nie chciałem cię budzić i...

-Która jest godzina?

-Już po dziewiątej rano. - westchnąłem

-Chyba powinienem już sobie pójść. - Stwierdziłem niepewnie zawstydzony.

-Powinieneś.- odparł Mikey.

Wstałem więc z łóżka rozglądając się po pokoju. Mój wzrok spoczął na czarnych zasłonach.- To dlatego było tu tak ciemno. Podszedłem do zasłon i przesunąłem jedną z nich. Spojrzałem na parapet na, którym znajdowało się pełno rysunków. Gee miał na prawdę wielki talent. Lecz gdy przeglądałem stos tych rysunków, zaobserwowałem tam swoje portrety. Im dłużej kartkowałem rysunki, tym więcej było tam mnie. Dotarłem w końcu na sam dół całego stosu. Znalazłem tam gruby zeszyt z brązową okładką. Czy Gerard pisał pamiętnik? Może znał morderce? Może jego morderca jest tam opisany? Musiałem to sprawdzić. Nagle zauważyłem, że Mikey zmierza w moim kierunku. 

-Znalezłeś tam coś? - Zapytał próbując zajrzeć mi za plecy.

-Nie, nic. - Skłamałem, po czym schowałem notatnik z tyłu spodnii. 

Myhym... na pewno. - Odepchnął mnie od parapetu i zaczął nerwowo przeglądać stos papierów, po czym spojrzał na mnie i wytrzeszczył oczy. - To ty. - stwierdził. - Czy ty i Gee..? - zapytał niepewnie.

-Nie, oszalałeś? - kolejne kłamstwo. 

-To dobrze - chłopak odetchnął z ulgą i rozległa się niezręczna cisza. 

-To ja idę... nie chcę ci przeszkadzać... - zacząłem.

-Nie przeszkadzasz mi. - Teraz on kłamał. - Ale jeżeli już musisz iść.

Skierowaliśmy się e strone drzwi wyjściowych. Oczy Mikeya błądziły po pokojach, przez które przechodziliśmy, byle by nie spojrzeć na mnie. W końcu zatrzymaliśmy sie w progu drzwi wyjściowych.

-Wiesz Frank... Jakby było ci ciężko, to zawsze możesz wpaść i pogadać. - Wiedziałem, że nie chodzi o mnie, lecz o niego. To on chciał ze mną rozmawiać. 

-Jest mi ciężko, ale nie tak bardzo jak tobie - trzecie kłamstwo. - Do zobaczenia niebawem.

-Cześć.

Mikey zatrzasnął drzwi, a ja pobiegłem szybko w stronę domu. Gdy dobiegłem wyciągnąłem ze spodni notatnik Gerarda i obejrzałem go uważnie. Musi tam być przynajmniej słowo o jego mordercy. Musi. Gee obiecuję ci, że dowiem się kim on był i go ukaram. Sam.  

niedziela, 13 marca 2016

Forget About Me #2

Wsiadłem do auta. Nie chciałem wracać do domu mimo, że było już całkiem późno. Poprosiłem mamę, aby zawiozła mnie do Mikeya. Musiało mu być teraz bardzo ciężko. Bardziej niż mnie. Wysiadłem z auta i podziękowałem mamie za podwiezienie. Podszedłem powoli do drzwi domu jednorodzinnego i głośno westchnąłem. Zapukałem i po niecałej sekundzie drzwi otworzył mi nie kto inny tylko Mikey. Był cały zapłakany, a oczy miał już lekko podpuchnięte.

- Hej Frank... nie spodziewałem się ciebie tutaj... i to jeszcze teraz. Wejdź, tylko musisz być cicho. Rodzice już śpią. 

Wszedłem po cichu do domu Mikesa. Gdy przechodziłem obok pokoju Gee, mimowolnie zatrzymałem się i spojrzałem na drzwi.

- Jak chcesz to wejdź. - zaproponował Mikey.

- Dziękuję - powiedziałem ze łzami w oczach, po czym przytuliłem młodszego z braci Way - teraz już jedynego i totalnie się rozkleiłem. 

Wszedłem do pokoju Gerarda wdychając jego zapach. Zapach pokoju, który pachniał jak Gee. Podszedłem do najbliższej półki i chwyciłem pierwsze lepsze zdjęcie. Na zdjęciu byłem ja i Gerard. Siedzieliśmy na ławce w parku przy drewnianym stole na, którym znajdowała się taca z hot-dogami. Zaśmiałem się przez łzy przypominając sobie tamten dzień. Usiadłem na łóżku Gee wyciągając paczkę papierosów z jego szafki nocnej. Odpaliłem jednego, a paczkę odłożyłem z powrotem na swoje miejsce. Położyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit, usiłując przypomnieć sobie tamten dzień. Okazało się, że pamiętam go doskonale:

Właśnie wyszliśmy z zoo. Nie mam pojęcia po co tam byliśmy. Jakbyśmy małp nigdy nie widzieli. Ale mimo to podobało mi się. Fajnie, że mogliśmy gdziekolwiek wyjść, aby bardziej zjednoczyć nasz zespół. Gdy właśnie wracaliśmy do domu parkiem, zauważyliśmy tam zawody w jedzeniu hot-dogów. 

-Frank, idziemy tam! - powiedział pewnie Gee.

-Dlaczego akurat chcesz iść ze mną? Nie mam ochoty na hot-dogi. 

-A zamknij się już. -Usiedliśmy przy najbliższym stole z hot-dogami. 

-Weź szklankę z wodą. Będzie ci łatwiej przełknąć.

-Co? - zapytałem wytrzeszczając oczy. 

Gee podał mi szklankę z wodą, a ja z niedowierzaniem patrzyłem na niego. Nie chcę jeść tych zasranych hot-dogów. W ogóle nie chcę tutaj siedzieć. Wziąłem w końcu od niego szklankę wody. Nagle podbiegli z aparatem do naszego stolika Ray i Michael. Spojrzałem na Gerarda z poirytowaniem, a w tym samym momencie Ray zrobił nam zdjęcie. 

-Założysz się, że zjem te wszystkie hot-dogi i wygram? - zapytał Gee.

-Założę się, bo wiem, że wygram. Prędzej się porzygasz niż zjesz to wszystko. - stwierdziłem fakt.

-Czuję się urażony. 

Nagle rozbrzmiał sygnał startowy. Zaczęliśmy jeść, poprawka - wpierdalać. Jedzenie zamaczaliśmy w wodzie. W końcu zaniemogłem, mimo, że na talerzu została mi jeszcze połowa porcji. Gdyby Gee nie był tak zajęty pewnie spojrzał by na mnie i nazwał cieniasem, ale mnie to nie obchodziło. W końcu wszyscy skończyli jeść. Ku mojemu zdziwieniu Gee zjadł wszystko.

- A nie mówiłem? - po tych słowach wykonał odruch wymiotny.

- Taa... poczekaj.

Nie, Gerard nie wygrał, ale zjadł wszystkie, więc założyliśmy, że przynajmniej wygra nasz zakład. Odprowadzałem go z Mikeyem do domu, bo wiedziałem, że sami nie dadzą rady dojść. Gee prawie cały czas zatrzymywał się, żeby zwymiotować. Ale doszliśmy. 

- Przepraszam Frankie, że sprawiłem ci taki kłopot. - powiedział, po czym zwymiotował mi na trampki. 

- Spoko. - odparłem z udawanym uśmieszkiem na twarzy. 

Śmiałem się sam do siebie gdy sobie to przypomniałem. "Wariat" - powiedziałem na głos, po czym wypuściłem ustami dym z papierosa. Zgasiłem papierosa na swoim nadgarstku cicho jęcząc z bólu, po czym wyrzuciłem na dywan, tak jak zawsze to robił Gerard. Lecz uśmiech nie gościł długo na mojej twarzy, ponieważ przypomniałem sobie, że więcej takich chwil już nie przeżyjemy. Wtuliłem się w jego poduszkę i zacząłem znów płakać.

Forget About Me #1

-Nigdy nie lubiłem spacerów. Zawsze było na nie albo za zimno, albo za gorąco. Jednak dzisiaj tu byłem. Siedziałem na ławce i spokojnie czekałem na Gerarda. Jak długo - sam nie wiem, lecz po fioletowym kolorze moich dłoni musiałem tu siedzieć już na prawdę długo. Słońce powoli już zachodziło, a on się dalej nie zjawiał. Stwierdziłem jednak, że siedzenie dalej na ławce nie ma sensu. Wstałem i pokierowałem się w stronę jego domu. Wtedy akurat włączyły się lampy uliczne.Szedłem coraz szybciej chodnikiem, aż zauważyłem na nim czerwoną plamę. Rozmazywała się ona w stronę krzaków. Przystanąłem przy niej na chwilę rozglądając się za jakimkolwiek człowiekiem, jednak nikogo nie zaobserwowałem. Podążyłem więc za śladem krwi. Nie wiem czemu to zrobiłem. Poszedłem za śladem krwi mimo tego, że byłem przerażony. Odgarnąłem ręką liście i zobaczyłem... zobaczyłem go... - otarłem lewą ręką łzę spływającą po moim policzku.

-Na pewno nie zauważyłeś nikogo innego w parku? - zapytał policjant.

- Nie widziałem nikogo. Gdybym wstał wcześniej z tej ławki i poszedł go szukać... może by przeżył.

- Nie możesz się obwiniać za to co się stało. Został zamordowany. Nie przywrócisz go do życia tym, że się obwiniasz za jego śmierć. - zerknął na zegarek na ręce i przeniósł swój wzrok z powrotem na mnie, Chyba już czas wracać do domu panie Iero.

- Ma pan racje. - Wstałem z krzesła i pokierowałem się w stronę drzwi. - Niech mi pan obieca, że znajdzie pan jego mordrece.

- Nie mogę tego obiecać, ale postaramy się.

- Proszę był moim przyjacielem.

-Doskonale rozumiem. Utrata przyjaciela musi boleć. - Ma racje boli jak cholera. Jakby ktoś przebił ci brzuch nożem i teraz grzebał w twoich wnętrznościach. - Idź już. Matka czeka na ciebie przed komisariatem. Bądź silny. - policjant położył mi rękę na ramieniu i spojrzał w oczy,

- Niech mi pan obieca. - domagałem się płaczliwym głosem.

- Dobrze, OBIECUJĘ. 

- Dziękuję. Trzymam pana za słowo. - policjant wykrzywił usta do niby uśmiechu. - Do widzenia.

Odpowiedziałem i pokierowałem się w stronę drzwi. Nie mogłem zapomnieć widoku Gerarda - martwego. Jego oczy patrzyły w niebo, a pokryte były warstwą białej mgły. Jego ręce wisiały ponabijane na gałęzie, które bardzo zraniły jego już posiniaczoną skórę. Jego czarne włosy były pozaklejane krwią. Z początku nie mogłem się ruszyć. Nieświadomie płakałem jak mała dziewczynka, której właśnie odebrano ulubionego misia. Uklęknąłem przy nim i przeniosłem na swoje kolana, Z nadzieją sprawdzałem puls, lecz był on niewyczuwalny. Objąłem go mocno i zacząłem płakać jeszcze bardziej. Jego krew zabarwiła moją białą koszulkę. Zadzwoniłem szybko na pogotowie. Mówiłem bardzo niewyraźnie i niezrozumiale. Nie mogłem opanować swojego płaczu. Gdy karetka była już w drodze, zamknąłem Gerardowi oczy, przez co płakałem jeszcze bardziej. Trzymałem go mocno za rękę dopóki nie przyjechało pogotowie, a tuż za nim policja. Wtedy mi go zabrali.