czwartek, 18 sierpnia 2016

Naszkicowane Miasteczko #18

[FRANK POV]

Myślałem, że dzięki niemu będę szczęśliwy, że to on sprowadza na mnie całe szczęście. Przez większość czasu sprawiał, że na prawdę chciałem żyć, ponieważ miałem dla kogo się obudzić. Wszystko zmieniło się tej jednej pamiętnej nocy, gdy opowiedziałem mu o swoim uczuciu. Pamiętam jak wtedy trząsłem się ze strachu przed jego reakcją. Pamiętam jak byłem szczęśliwy, gdy leżałem wtedy w jego objęciach. Ale pamiętam też mój upadek. Doskonale pamiętam dzień, po pamiętnej nocy, kiedy to Gerard oświadczył przy śniadaniu, że się wyprowadza. Kiedy przyprowadził dziewczynę na obiad do domu, aby powiadomić nas o jego zaręczynach. Nigdy wcześniej nikt z nas nie widział tej dziewczyny na oczy, lecz mimo to chłopak dostał błogosławieństwo od rodziców zastępczych. Wszyscy cieszyli się i świętowani, oprócz mnie. Ja siedziałem na strychu i płakałem, owinięty w koc, który zdążył nasiąknąć już jego zapachem. Pamiętam jak popadałem w depresję. Nie rozmawialiśmy od dłuższego czasu. A tak dokładnie od tamtego dnia, gdy powiadomił nas o zaręczynach. Wtedy też się wyprowadził z domu. Na następny dzień totalnie zdemolowałem nasz wspólny pokój i potrzaskałem szkło w ramce z naszym zdjęciem. Pamiętam też jak poszedłem na polanę, aby spalić tam pozostawione przez niego zeszyty z zapiskami i nasze zdjęcia. Wrzuciłem do ognia wszystko co z nim związane. Prawie wszystko, pozostawiłem sobie jedno nasze zdjęcie, które wisiało na ścianie w pokoju. Pamiętam również jak płakałem przy spalaniu tych rzeczy. Wtedy też zacząłem przesiadywać na strychu. Pewnego dnia przyszedł tam do mnie, usiadł obok i wręczył zaproszenie na ślub. Wtedy już nie mogłem powstrzymać moich łez. Wybuchnąłem płaczem i zacząłem okładać go pięściami. Nie zareagował na to. Przyciągnął mnie do siebie ostatni raz i pocałował. Od tamtej pory nigdy w życiu już go nie zobaczyłem. Nie przyszedłem na ślub, ani wtedy, gdy jego rodzina się jeszcze powiększyła. Wyprowadziłem się od rodziny w dzień jego ślubu. Już nigdy nie zobaczyłem się z moim rodzeństwem. Parę razy spotkałem się jeszcze z matką, która błagała, żebym przyszedł się spotkać z innymi członkami rodziny, lecz się na to nie zgodziłem. Wyjechałem stąd. Zostawiłem to pierdolone miasto daleko za sobą. Gdybym tylko potrafił zapomnieć. Nie umiałem. Popadałem w coraz większą depresję z której nie mogłem wyjść. Zmieniłem również numer telefonu ostatecznie kończąc z nimi wszystkimi kontakt. Nigdy jeszcze nie czułem się tak zraniony jak przez te pięć zmarnowanych lat.

Teraz stoję nad mostem, obserwując rzekę. Waham się czy skoczyć, ale za bardzo się boje. Wiem, że prawdopodobnie nie będę potrafił tego zrobić. Siadam więc na jezdni i zaczynam płakać. Jak jedna osoba potrafiła mnie tak zranić?

Teraz również postanawiam rozpocząć nowe życie. Zapomnieć o przeszłości. Zarezerwuję pierwszy lepszy lot i opuszczę kraj. Za granicą znajdę pracę, założę rodzinę i odnajdę upragnione szczęście. Ocieram łzy i wsiadam z powrotem do auta. Obiecuję sobie również, że nikt nie zrani mnie już tak jak on. Targam nasze wspólne zdjęcie i wyrzucam przez okno samochodu. Odpalam auto i jadę ku lepszemu życiu.