piątek, 20 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #23

Czekałem na niego przed domem pocierając dłonią o dłoń ze zdenerwowania. Jeżeli uzna mnie za wariata? Ah, już mi nie zależy. Nigdy już mi nie będzie zależało. Skończę dzisiejszy dzień, a resztę przeżyję automatycznie. Zobaczę jak moi znajomi kończą szkoły, zakładając rodziny i są szczęśliwi. Po skończeniu szkoły wyjadę stąd i będę przyjeżdżał tylko raz do roku, aby zapalić świeczkę na grobie Alex. Innym będę wysyłał pocztówki, że u mnie wszystko okay, bo na więcej niż okay nie będzie mnie już stać. W wieku czterdziestu lat, będę miał dość. Samotność mnie pokona i popełnię samobójstwo, aby już nie patrzeć na szczęście innych. Nie wiem czy cokolwiek mnie jeszcze uszczęśliwi. Ale wróćmy do rzeczywistości. Już teraz jestem samotny. Ale mam jeszcze szansę, więc muszę ją wykorzystać. 

Siedziałem czekając na Franka, aż przyjdzie. Zeszyty miałem już gotowe, więc leżałem na łóżku i wpatrywałem się w piękne dzieło na suficie. Mimowolnie się uśmiechałem. Cieszyło mnie to w dzień, a w nocy smuciło równie mocno. W końcu usłyszałem dzwonek do drzwi. Pognałem przed siebie, aż w końcu dotarłem do drzwi i nerwowo je otworzyłem. Chłopak powitał mnie szerokim uśmiechem i wszedł do środka. Usiadł na kanapie wpatrując się w wyłączony telewizor i opowiadając mi jak minął dzień w szkole. Mówiąc o sobie i pytając o szczegóły mojego życia. Odpowiadałem mu szczęśliwy jego podejściem do mojej osoby. Podałem chłopakowi szklankę wody i przyniosłem zeszyty. Usiadłem obok niego wpatrując się mu prosto w oczy. Czułem, że uchodzi ze mnie cała energia i szczęście, więc odwróciłem wzrok. Wiedziałem, że go zasmuciłem, ale ja jako pieprzony egoista miałem aktualnie na uwadze tylko swoje uczucia. 

-Znalazłem coś co może cię zainteresować. - chłopak wyciągnął z plecaka jakiś zeszyt podając go mnie. Wziąłem zeszyt i go otworzyłem. W środku były opisane ostatnie miesiące, które pamiętał, Notes zaczynał się od momentu naszej rozmowy na w-fie. Już drugi wpis mówił o jego uczuciach względem mnie. Łzy szczęścia napłynęły mi do oczu. Skubany. Zacząłem się śmiać. Wstałem z kanapy i chwyciłem chłopaka za rękę prowadząc do mojego pokoju. Spoglądał on na sufit z wielkim uśmiechem. - Pamiętam. - wyszeptał. - Wyszedłeś wtedy po wodę, a ja wziąłem marker i dorysowałem. 

-Nie wiedziałem, że narysowałeś postać markerem. Niczym się nie różniła od tej namalowanej farbą. - odparłem wytrzeszczając oczy. Pamiętał, On na prawdę to pamiętał. 

-Myślałem, że zauważyłeś. 

Nie mogłem dłużej wytrzymać i normalnie rzuciłem mu się na szyje przytulając tak mocno, że miałem wrażenie, że się dusi. Wdychałem ponownie jego zapach uśmiechając się do siebie. 

-Więcej mnie tak nie zostawiaj. - wyszeptałem, a chłopak odwzajemnił uścisk. 

-Nie zostawię cię, bo cię kocham. 









KONIEC. 

niedziela, 15 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #22

Podałem im wszystkim noże i jedną miskę. Wszyscy po kolei rozcinali sobie skórę, aby skapnęła do miski. Wszyscy oprócz Alex i Agathy. Agatha pomogła podłączyć mi rury do żył Alex, po czym zaczęliśmy pompować krew. Gdy skończyliśmy dziewczyna była ledwo przytomna. Otworzyłem księgę i wypowiedziałem na głos wskazane słowa. "ćęimap maczszyczo zaro aicyż od saw macarwyrzp". Z Alex zaczęła upływać krew wszystkimi możliwymi otworami na twarzy. Dziewczyna prawdopodobnie już nie żyła. Agatha zasłoniła dłońmi oczy nie chcąc na to patrzeć. Ja usiadłem obok Franka czekając, aż zacznie tracić przytomność tak jak reszta. Przytuliłem go do siebie po raz ostatni, a on wyszeptał mi do ucha coś, co od dawna chciałem usłyszeć z jego ust. "Kocham cię Gee". Dopiero wtedy się rozkleiłem. Chłopak stracił przytomność tak jak wszyscy, a ceremonię uznaliśmy za zakończoną.

Martwe ciało Alex zostawiliśmy w lesie. Nie mieliśmy pojęcia co moglibyśmy z nim zrobić. Resztę ludzi odnieśliśmy z Agathą pod ich domy, jednak Franka odniosłem prosto do jego pokoju. Położyłem go na łóżku i stałem chwilę nad nim przyglądając się mu jak śpi. Nabazgrałem na szybko kartkę dla niego, aby wszystko było jasne i wyszedłem przez okno. Na kartce oczywiście nie podpisałem się. Nie jestem taki głupi. Przed domem Franka pożegnałem się z Agathą i poszedłem do domu. Płakałem przez najbliższe dni. Nie potrafiłem zapomnieć.


3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Z Frankiem od tamtego czasu zamieniłem zaledwie parę słów. Mówiliśmy sobie cześć na korytarzu, ale to nic więcej. Powoli zapominałem. Uczyłem się na nowo cieszyć życiem, lecz gdy w nocy leżałem na łóżku i patrzyłem na moje i w pewnym sensie Franka dzieło na suficie zaczynałem płakać. 

Znów byłem sam. Znów samotnie czytałem na korytarzu szkolnym i obserwowałem ludzi. Głównie obserwowałem Franka i jego nowych znajomych. Wygląda na to, że był szczęśliwy. Zakończenie roku zbliżało się wielkimi krokami. Za kolejne trzy miesiące będziemy już w drugiej klasie. Trzeba zacząć się poprawiać. Podrabiać usprawiedliwienia, aby nie było nieobecności. Tłumaczyć się z opuszczonych lekcji. 

Ciągle byłem dręczony przez Patricka, lecz nawet raz pomógł mi Frank. Odepchnąłem go jak najdalej i na niego nakrzyczałem. To było miesiąc po jego uzdrowieniu. Chociaż im dłużej bez niego wytrzymuje tym bardziej boli mnie to w środku. Chcę mi się krzyczeć. Chcę krzyczeć na niego, że mnie zostawił. Nauczycielki w szkole nie wiedzą co się dzieje, że nagle się od siebie oddalamy, bo przecież byliśmy przyjaciółmi. 

Chodziłem ostatnio do psychologa. Pomagały mi te wizyty, lecz najbardziej dekoncentrujący był wybór fotela na którym usiądę. Brzmiało to głupio, ale ma sens. Do wyboru mam zawsze dwa fotele. Szary i żółty. Jeżeli usiądę na szarym psycholog wie, że jest mi źle, lecz jeżeli usiądę na żółtym stwierdza on, że wszystko jest w porządku. Lecz ja ani nie byłem szczęśliwy, ani smutny. Mając już dość dziwnego i ograniczonego wyboru siadałem na ziemi, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. 

Chodziłem z Frankiem na w-f i chemię. Na w-fie, jak zwykle nie ćwiczył, co oznaczało, że siedziałem w ciszy obok niego. Nadeszła chemia, a go nie było parę tygodni. Byłem jednak jedyną osobą, którą znał na tamtym przedmiocie, więc wczoraj do mnie zadzwonił. Nie wiem skąd wziął mój numer, ale nie chciałem w to wnikać, cieszyłem się jedynie, że słyszę jego głos. Uśmiechałem się do telefonu nawet nie myśląc o tym, że może mnie nie pamiętać. 

Dziś miał do mnie przyjść odpisać lekcje oraz się pouczyć. Obiecywałem mu kiedyś, że mu o sobie przypomnę. To jest ten moment.

And After All The Blood That You Still Owe #21

Siedzieliśmy na trawie w parku. Można ostatnio zaobserwować jak bardzo lubię siedzieć na trawie. Czekałem z niecierpliwością na nadejście chwili, w której wyzwolę ich wszystkich. Czekałem na chwilę, aż w końcu będą wolni. Uśmiechałem się mimowolnie pod nosem i zacisnąłem z nerwów pięści. Wpatrywałem się w drzewo na przeciwko mnie, wyobrażając sobie, że wszystko będzie po staremu - normalnie. No, nie wszystko będzie normalnie. Ja i Frank nie "będziemy normalnie". Czułem teraz, że żywi do mnie urazę, lecz nie wiem z jakiego powodu. Otarłem twarz dłońmi, aby otworzyć szerzej oczy i wyraźniej spojrzeć na świat.

-Co oznacza twoja WOLNOŚĆ? - zapytałem w pewnym momencie w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od drzewa. Czy było ono tak intrygujące? Nie.

-To nie jest wolność. - kątem oka zauważyłem, że mnie obserwuje. - To będzie dalszy ciąg starego życia, a to co dzieje się teraz będzie krótkim przerywnikiem z którego nie będę nic pamiętał. Stracę dwa lata swojego życia, bo byłem dłużej jednym z Przeklętych niż reszta twoich przyjaciół. Nauczyłem się już z tym żyć.

-Jak to nic nie będziesz pamiętał? - odwróciłem się by spojrzeć mu prosto w oczy. Szczęście mi uciekło, ponownie.

-Ostatnie dwa lata przepadną. Poczuję pustkę i wrócę do swojego domu. Prawdziwego domu, który doszczętnie spłonął. Pewnie na początku się wystraszę, że dom spłonął, a rodzice pewnie byli w środku, lecz policja uświadomi mi, że po prostu się przeprowadziliśmy. - łza spłynęła mu po policzku.

-Boisz się zapomnieć? - zapytałem.

-Nie chcę zapomnieć Agathy, nie chcę również zapomnieć Alex, nie chcę zapomnieć o chłopakach, ale szczególnie nie chcę zapomnieć o tobie... - pociągnął nosem

-Przypomnę ci o mnie. Nie dam o sobie zapomnieć. - zapewniałem przytulając go do swojego boku.

-Nie. Ty nie rozumiesz. - zaczął szlochać.

-Czego nie rozumiem?

-Nie chodzi o zapomnienie ciebie. Tylko moich uczuć, które do ciebie żywię. Bo to jest tak wspaniałe. Nigdy się tak nie czułem. - czułem właśnie jak nogi mi miękną i było mi coraz bardziej gorąco. Te słowa tak legły mi na sercu, że wiedziałem, iż szybko się nie pozbieram.

-Obiecuję, że nie zapomnisz. Przypomnę ci o wszystkim. Nie przejmuj się tym narazie. - pogłaskałem go po plecach.

-Nie możesz obiecywać ludziom rzeczy, na które nie masz najmniejszego wpływu. Ale jeżeli tak się zmienię, że przestaniesz mnie lubić? - widziałem jak bardzo panikował. Było mi go tak szkoda.

-Frankie, ja cię nie lubię. - otworzył szerzej oczy. - Ja cię kocham. - mówiąc szczerze, nie mam pojęcia czemu mu to powiedziałem, ale w sumie i tak nie będzie niczego pamiętał. Zestresowałem się bardziej niż zwykle.

-Jeżeli siedzimy prawdopodobnie razem ostatni raz... mógłbym o coś prosić? - zapytał niepewnie.

-Proś o co chcesz. Zrobię wszystko. - rzuciłem mu blady, zdenerwowany uśmiech.

-Pocałuj mnie. - maja twarz przybrała wyraz zaskoczenia. Wiedziałem to, mimo że nie widziałem sam siebie.

 Wtopiłem głowę w jego włosy i pocałowałem go w szyje, lecz wiedziałem, że nie tego ode mnie oczekuje. Przeniosłem się więc powoli w stronę ust, a gdy w końcu tam dotarłem, zacząłem napierać swoimi ustami coraz mocniej na jego usta. Gdy zabrakło mi tchu, usiadłem obok i utkwiłem z powrotem swój wzrok na drzewie stojącym na przeciwko mnie. Poczułem nacisk i przyjemne ciepło na jednym ze swoich boków. Odwróciłem głowę zauważając Franka wtulającego się w moją rękę.

-Nie wycofuj się nigdy. Musisz nam pomóc. - rzucił w moją stronę.

-Miała być jedna prośba. - uśmiechnąłem się.

-A więc ta, jest tą właściwą.


******

Dziś Frank miał wszystko zapomnieć. Myślałem o tym cały czas. Usiadłem w kącie mojego pokoju i opatulony dwoma warstwami koców zacząłem płakać. Wiedziałem, że zapomni o wszystkim. Wiedziałem, że już nigdy nie będzie z nami tak jak było. Ale obiecałem. Nie mogłem się już wycofać. Boże, gdybym wiedział o tym wcześniej.

Wyczekiwana przez wszystkich godzina. Tylko nie przeze mnie. Ostatnie te godziny chciałem spędzić nie z kim innym jak z Frankiem, lecz on odszedł. Ostatnie nasze spotkanie miało odbyć się w lesie. Wstałem więc z podłogi i wziąłem księgę. Udałem się w stronę lasu, a przed nim zauważyłem Denisa i Alex.

-Nie chcę umierać Denis. - płakała wtulając się w jego ramie.

-Też nie chcę cię stracić. - płakał razem z nią. - Kocham cię. - powiedział patrząc jej w oczy.

-Ja ciebie też kocham. - Denis pocałował ją w czoło, po czym ujął jej dłoń i poszli do wyznaczonego miejsca, lecz idąc za nimi słyszałem ich rozmowę. - Czy to będzie bolało? Wiesz, wpompowanie krwi.

-Będzie, ale uratujesz nas wszystkich. Będę trzymał cię za rękę. Nie zostawię cię do końca. - zamilkł na chwilę. - Na początku miałaś być tylko naszą deską ratunku. Drzwiami do nowego życia, ale teraz. Będzie mi cię brakowało.

Nie słuchałem ich dalej. Usiadłem na pniu i zacząłem szlochać. Zabiję Alex i wyczyszczę pamięć Frankowi. To będzie najgorszy dzień w moim życiu. Nagle zza drzew wyłoniła się Aagatha. Podeszła do mnie siadając obok.

-Jest już Frank? - zapytała.

-Nie, a co? Poza tym co tu robisz?

-Wiem o wszystkim. Chciałam się tylko z nim pożegnać z Alex z resztą też.

Siedzieliśmy czekając na Franka. Siedząc z nią dowiedziałem się, że ona ma mi pomóc w ceremonii. Nagle chłopak wyszedł zza zakrętu. Podszedł do nas siadając między mną a Agathą. Dziewczyna przytuliła go tłumacząc, jak bardzo będzie tęsknić. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy. Frank ujął moją dłoń, aby mnie pocieszyć, lecz to nic nie dało. Udaliśmy się w stronę naszego celu.


******

Dotarliśmy tam już po paru minutach. Wszyscy przeklęci siedzieli na ziemi płacząc i rozmawiając jak bardzo będzie im siebie brakowało. Alex siedziała na pniu trzymając Denisa za rękę. Chłopak zauważając mnie powiedział, że wszyscy są gotowi. Nie sprzeciwiali się mi. Czekali na moment, aż ich wyzwolę.

sobota, 14 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #20

Całą noc siedziałem nad księgą. Była zapisana w bardzo dziwny sposób, ponieważ była ona w kilku językach. Bojąc się tej niewiedzy sięgałem co chwilę po słownik wyrazów obcych. Niektóre ze zdań były zapisane w języku nieznanym ludziom, lecz być może znanym Przeklętym. Czytając księgę natknąłem się na wzmiankę o ludziach, którzy brali udział w rytuale, lecz go przetrwali nie przemieniając się w owe monstra. Podobno taki człowiek będzie idealnym przywódcą i aby go odmienić potrzeba dwa razy więcej ofiar, a tortury jakie przeżyje będą okropne. Drgnąłem na tę myśl, lecz wiedziałem, że sobie poradzę. Uratuje ich. Kartkowałem księgę dalej i dalej, aż w końcu znalazłem rytuał odwrotny. Wpompować z powrotem krew do głównej ofiary, zebrać wszystkich Przeklętych w jednym miejscu oraz wypowiedzieć krótkie zdanie, które ma ich z powrotem przywrócić do normalnego życia oraz oczyścić z grzechów. 

Nareszcie promienie słoneczne zaczęły przedzierać się przez ciemną warstwę chmur, a ja wstałem z łóżka zamykając książkę z hukiem. Po ogarnięciu się wybiegłem z domu prosto na przystanek. Jechałem dziś do szkoły zadziwiająco wcześnie, lecz chciałem mieć to za sobą. Chciałem im pomóc już teraz. Naskrobałem więc na szybko listy do osób biorących udział w rytuale, po czym wtargnąłem do szkoły i zostawiłem im listy w szafkach. Wyszedłem ze szkoły i pomaszerowałem pod dom Franka. Siedziałem przez dłuższy czas na trawniku wpatrując się w drzwi domu i czekając, aż wyjdzie. Po pewnym czasie drzwi się otworzyły, a zza nich wyłonił się nie kto inny jak on. Spojrzał na mnie i powoli podszedł z uśmiechem na ustach. 

-Hej co robisz tu tak wcześnie? - zapytał 

-Znalazłem rozwiązanie jak odwrócić klątwę. Wiem jak ich uratować Frank! - wstałem powoli z trawnika. 

-Po co się tak spieszyć? - przygryzł wargę. 

-O co ci chodzi? Będziesz wolny! - uśmiechnąłem się szeroko potrząsając nim.

-Myślisz, że już wiesz wszystko prawda? Jest księga, jesteś Bogiem. Tak nie jest Gerard. Nawet nie wyobrażasz sobie jak dużo nie wiesz. Jak dużo rzeczy przeoczyłeś. Prawdą jest to, że jesteś blisko, ale nie wystarczająco blisko. 

-Co masz na myśli? Może wytłumaczyłbyś mi czego jeszcze mogę nie wiedzieć? 

-Przyjdź tu wieczorem, a ja wszystko ci wytłumaczę, a do tego czasu trzymaj się blisko mnie. Będę cię przed nimi chronić. 

-Nie zrobili mi nic do tej pory, czemu mieliby teraz coś zrobić? - zmarszczyłem czoło.

-Przeczytałeś księgę, a oni to wiedzą. Zaczną na ciebie polować. Rytuał odwrotny będzie dla ciebie niebezpieczny. 

-Ale ty nic mi nie zrobisz? - zapytałem wystraszony.

-Nie powiem, że nie przyszedł mi ten pomysł do głowy. - pokręcił głową. - Nawet nie wiesz jak jest się ciężko powstrzymać. 

-To prawda. Nie wiem. Nie idę dziś do szkoły. Realizuję mój plan, a jeżeli nie chcesz mi pomóc to twoja strata. 

-Czemu strata? 

-Jeżeli moje odejście nie jest dla ciebie żadną stratą, to jest mi przykro. - odwróciłem się, aby odejść, lecz nagle Frank złapał mnie za rękę, przez co się zatrzymałem.

-Czekaj. - powiedział, a ja odwróciłem swój wzrok w jego stronę. - Pomogę ci. - puścił mnie. - Ale robię to tylko dla ciebie.

-Nie chcesz być wolny? - zapytałem

-Gdy dowiesz się co to oznacza też nie będziesz chciał. 

Uznaliśmy, że nie zabijemy nikogo, aby zdobyć krew, którą wpompujemy w ciało Alex, tylko napadniemy wieczorem na szpital. Co w sumie też jest przestępstwem, lecz nie będę miał takich wyrzutów sumienia jakbym kogoś zabił. Czekaliśmy przed szpitalem, aż większość ludzi go opuści. Oczywiście, liczyliśmy się z tym, że są tam pielęgniarki, lecz nie przeszkadzało nam to. Zakradliśmy się cicho do szpitala i opuściliśmy go zanim ktokolwiek się zorientował. 

czwartek, 12 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #19

Odsunąłem się od niego wytrzeszczając oczy.

-Nie o to pytałem. - powiedziałem smutnym tonem, odwróciłem się na pięcie i odszedłem w kierunku przystanka autobusowego.

Nie zatrzymywał mnie, nie pobiegł za mną. Stał na środku ciemnej ulicy z opuszczonymi rękami patrząc jak odchodzę. Nie wiem ile tam stał, pewnie odszedł gdy wszedłem w inną uliczkę. Nie obchodzi mnie to. Chciałem odkryć prawdę, lecz jeżeli nie mogę. Nie chce nikogo z nich już znać.

*****

Nie poszedłem dzisiaj do szkoły. Nie uśmiechało mi się wstanie do mordoru po dwóch godzinach mojego niespokojnego snu. Całą noc śniło mi się, że spadam, lecz gdy już miałem sięgnąć ziemi budziłem się przerażony. Zasypiałem, a koszmar znów się powtarzał. Nie wyspałem się w tą noc. Bolały mnie całe nogi po wczorajszym biegu, więc nawet nie miałem siły wstać z łóżka. W domu nie było nikogo, co mnie cieszyło. Nie musiałem się nikomu tłumaczyć. Po pół godzinie wpatrywania się w ponury, biały sufit wstałem z łóżka i poszedłem po worki na śmieci. Obłożyłem nimi całe łóżko, po czym wygrzebałem farby z szuflady. Wyciągnąłem pędzle i zacząłem upiększać sufit. Tak, brzmi to trochę dziwnie. Malowałem ptaki, morze, słońce i planety, gdy nagle do głowy przyszedł mi Frank. Namalowałem więc czarną farbą małego człowieka stojącego na brzegu, oglądającego zachód. Zszedłem z łóżka zabierając ze sobą pochlapane farbą worki, po czym poszedłem przed dom je wyrzucić. Wyrzuciłem je, po czym położyłem się na trawniku przed domem. Leżałem delektując się ciszą, która mnie otaczała. Wszyscy sąsiedzi byli w pracy, auta nie jeździły, ani żaden z moich sąsiadów nie próbował włączać kosiarki. Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem nad moją głową znajdowała się jakaś postać, którą przez padające od góry światło ledwo dostrzegałem. Wstałem z trawnika przecierając oczy i spojrzałem na... Franka.

-To prawda. Nie odpowiedziałem ci na pytanie. - odparł.- Mogę wejść?

-Jasne.

Weszliśmy do mojego domu i usiedliśmy na łóżku w moim pokoju. Patrzyłem na niego czekając, aż coś powie, lecz on tylko wpatrywał się w moją podłogę. Odchrząknąłem głośno dając mu znak, że może już mówić. Spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami i zaczął mówić.

-Wiem, że to trudne. Wiem, którą opcje też wolałbyś wybrać, lecz nie jestem już w stanie kłamać w żywe oczy. Nie jestem łowcą, jestem jednym z nich Gerard. Jednym z Przeklętych, a poprawki w księdze dokonywałem na podstawie własnych doświadczeń. - oczami wyobraźni widziałem swoją przerażoną minę. - Nie zjadam ludzkich serc. Już tego nie robię. Nic się nie zmieniło w tamtą noc, Przeklęty byłem już od dawna razem z Denisem. - ujął moją dłoń w swoją.

-Co chcieli mi powiedzieć Denis i Ben o tobie? - zapytałem zaciekawiony. - Czy na pewno to?

-Nie zupełnie. - przygryzł wargę i spojrzał na sufit. - Wow, ty to namalowałeś. - położył się na moim łóżku.

-Tak, dziś rano. - odparłem.

-Kto jest na brzegu morza? - zapytał wpatrując się we mnie, lecz ja odwróciłem wzrok.

-Nie powiem ci dopóki ty nie powiesz mi co oni chcieli mi powiedzieć.

-Rozumiem, coś za coś... co do dzisiejszej nocy. - podniósł się do siadu. -  Jak chcesz możemy o tym zapomnieć. Nie chcę, abyś się ode mnie odwrócił zwłaszcza, gdy chcę, abyś mi pomógł...

Przerwałem mu ujmując jego twarz w swoje dłonie i przyciągając jego twarz do mojej. Złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek, który on odwzajemnił.

-Coś za coś... - wyszeptałem mu do ucha. - Nie chce niczego zapominać.

-Też nie chce... - również odpowiedział szeptem. - Nie boisz się mnie?

-Nie zrobisz mi krzywdy. - odpowiedziałem zdecydowanie.

-A skąd ta pewność? - zachichotał.

-Bo mnie kochasz.

-To dobry argument.


*****

Późnym wieczorem próbowałem poskładać myśli. Zrozumieć, co właśnie wydarzyło się w tym pokoju, w którym aktualnie się znajduję. Odłożyłem na szafkę nocną księgę, którą oddał mi Frank i położyłem się na łóżku patrząc w sufit. Obserwując go zwróciłem swój wzrok na postać stojącą na brzegu morza. Nie stała już tam sama. Druga postać stała tuż za nią wtulając się w tą pierwszą. Druga postać była odrobinę większa od tej pierwszej. - Czyżby się domyślił kim jest postać na brzegu? Układałem się już do snu, gdy poczułem, że moja poduszka jest mniej wygodna niż zwykle. Podniosłem głowę, aby na nią spojrzeć i zauważyłem kartkę. No cóż, nie dziwię się, że było mi nie wygodnie. Usiadłem na łóżku świecąc lampkę nocną, aby przeczytać wiadomość zapisaną na kartce. Pisało na niej "Czy to możemy być my? O tym myślałeś malując to?" domyśliłem się, że wiadomość była od Franka. Mimowolnie się uśmiechnąłem na myśl, że on namalował drugą postać i napisał tą kartkę. Odwróciłem ją, aby zobaczyć drugą stronę, na której zapisana była kolejna wiadomość: "Musisz mi pomóc ich uratować." Uśmiech znikł z mojej twarzy.

Kogo mam pomóc uratować? Denisa? Alex? Czyżby nie byli według niego szczęśliwi? Czy może chciałby odebrać im to szczęście? Może jest jakiś ratunek dla Przeklętych? Może dałbym radę uratować od tego Franka? Powinienem przestudiować tą księgę i to jeszcze tej nocy. Jestem pewien, że znajdę w niej coś na ten temat.

wtorek, 10 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #18

Nie mogłem w to to uwierzyć. Wytrzeszczałem oczy tempo wpatrując się w jeden podpis, który może zrujnować mi życie. Łza smutku spłynęła mi po policzku, a wraz za nią kolejna i kolejna. Wziąłem księgę pod pachę i wybiegłem z lasu tak szybko, że nie zdążyłem nakierować latarki na ścieżkę, aby mieć pewność, że się o nic nie potknę. To już nie miało sensu, biegłem ciemną drogą ocierając spływające łzy, jedna po drugiej. Słyszałem swój szybki oddech oraz jak moje buty odbijają się od ziemi. Stopy paliły mnie bardziej niż kiedykolwiek. Bałem się, byłem zły, zawiedziony i pogubiony, a równocześnie szczęśliwy, że odkryłem prawdę, ale czy była to cała prawda? Jest on autorem księgi, lub czy nanosił w niej poprawki? Czy on jest łowcą, lub jednym z nich? Po parunastu minutach szybkiego biegu zatrzymałem się pod domem Franka ledwo dysząc ze zmęczenia. Czy to kara za to, że byłem zły? Za to, że zachowywałem się jak cham i egoista, a własna rodzina miała mnie za dupka. Dlaczego Bóg nie ukarał mnie bezpośrednio, tylko wyniszcza wewnętrznie osobę, na której mi najbardziej zależy? Osobę najpiękniejszą w środku i o najczystszym sercu. Najlepszą osobę jaką kiedykolwiek poznałem?

Stałem pod domem Franka trzymając mały kamyczek w ręku i wpatrując się w jego uchylone okno. Przerzucałem kamyczek między moimi palcami zastanawiając się czy chcę mu to wszystko powiedzieć, czy chcę się przed nim otworzyć. Schowałem księgę pod kurtkę i otarłem łzy, po czym rzuciłem kamykiem w okno Franka. Długo nie czekałem na jego reakcję. Już po chwili stał w oknie przecierając oczy ze zdumienia, jaki i ze zmęczenia spowodowanego późną godziną mojej niezapowiedzianej wizyty. Chłopak patrząc na mnie uśmiechnął się od ucha do ucha, następnie układając usta tak, aby powstały niesłyszalne słowa, po czym odszedł od okna. Ruchy jego ust zrozumiałem jako: " Poczekaj chwilę, zaraz do ciebie zejdę, a wtedy porozmawiamy o moich perfidnych kłamstwach i tajemnicach." Oczywiście nie myślę, że wypowiedział ostatnie słowa, lecz przysięgam, iż powiedział, że zaraz zejdzie na dół, przed dom.

Gdy Frank wyszedł przed dom moje serce zabiło dwa razy szybciej, jak i dwa razy mocniej. Przez chwilę zapomniałem o oddychaniu, a gdy próbowałem odnowić ten proces, zakrztusiłem się powietrzem i głośno zakasłałem, przez co Frank przyłożył palec do ust, aby mnie uciszyć. Podszedł do mnie blisko i rzucił pytające spojrzenie, lecz ja stałem w tamtym momencie zdezorientowany jak i wystraszony, zapominając co mam mu do przekazania.

-Co robisz u mnie pod domem o tak późnej porze? - zapytał uśmiechnięty. Nawet w środku nocy wyglądał zniewalająco, ale mimo tego wiedziałem, że jest kłamcą.

-Nie ufasz mi. - Frank nieco spoważniał i czekał, aż przejdę do tego co chcę mu powiedzieć. - Zatajasz przede mną prawdę i perfidnie kłamiesz prosto w oczy. Wiesz, że przez chwilę myślałem, że ci na mnie zależy tak jak mnie na tobie? Myślałem, że masz mnie za przyjaciela, któremu możesz wszystko powiedzieć, a tu proszę... Jedna noc odmieniła cię na zawsze. Nie jestem pewny co przede mną zaczajasz jeszcze z tamtej nocy, ale wiem coś, czego nie chciałem wiedzieć. - pociągnąłem nosem i czułem jak nowy ładunek łez napływa mi do oczu. Moja dłoń strasznie się trzęsła, lecz mimo tego wyciągnąłem księgę z wewnętrznej kieszeni kurtki i podałem Frankowi uderzając nią go w brzuch. - To twoje tajemnice tak? - spojrzał na mnie zadziwiony. - Jesteś jednym z nich, czy może jesteś łowcą? - łzy znów zaczęły płynąć. - Możesz mi powiedzieć. Jestem zbyt bliski odkrycia prawdy.

-Gerard ja... - zaczął wpatrując się w księgę i biorąc ją w swoje dłonie.

-No słucham. Co masz mi do powiedzenia? Im dłużej się wahasz, tym bardziej jestem pewny, że ty jesteś jednym z nich.

-Przepraszam Gerard. Chciałem ci powiedzieć, ale nie umiałem. Czemu ci tak na tym wszystkim zależy? Myślałem, że nie chcesz się ze mną przyjaźnić.

-Zależy mi, bo cię kocham kretynie! - wykrzyczałem mu to w twarz, po czym odwróciłem się od niego i odszedłem w dal. Łzy spływały mi po policzkach niczym rzeka. Czy on już nie ma uczuć?

Nagle poczułem czyjąś rękę na ramieniu, odwróciłem się i zobaczyłem Franka, który znajdował się w niebezpiecznie bliskiej odległości ode mnie. Chwycił w dłoń mój policzek, po czym otarł spływającą po nim łzę. Zbliżył swoją twarz do mojej zmniejszając odległość, która nas dzieliła, przez co czułem jego ciepły oddech na moim wilgotnym policzku. Szybko połączył nasze usta delikatnym i czułym pocałunkiem. Nagle ucichła złość, strach czy też wszystkie inne uczucia, które aktualnie chciały mnie rozerwać od środka, a zostały zastąpione miłością jaką darzyłem Franka od momentu, kiedy byliśmy w szpitalu, kiedy jeszcze bałem się pomyśleć, że mógłbym go kochać. Frank oderwał swoje usta od moich zaglądając mi głęboko w oczy i zabierając dłoń z mojego policzka.

niedziela, 8 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #17

Dojechałem do domu późnym wieczorem. Cały miniony dzień przesiedziałem u Franka, aby go wspierać. Tylko w czym? W tym, że nie chce mi nic powiedzieć? - Dlaczego owiewa wszystko tajemnicą?

Światła w domu były już pogaszone, więc potykałem się o każdy wystający kafelek podłogi i każdy najmniejszy przedmiot leżący na ziemi. Doszedłem w końcu do pokoju w którym za sprawą rolet panowała większa ciemność niż w całym domu. Poszukałem więc mojego biurka, po czym otworzyłem szufladę znajdującą się w nim. Macałem po ciemku wszystkie przedmioty w poszukiwaniu latarki, aż w końcu na nią natrafiłem. Wyciągnąłem latarkę z szuflady i ją zapaliłem. Wyjąłem mój rozładowany telefon i rzuciłem go na łóżko, po czym przyszła kolej na odłożenie plecaka, który wydawał się ważyć tonę po całym dniu noszenia do na plecach. Odkładając plecak poczułem wielką ulgę i na chwilę stanąłem w miejscy, aby się przeciągnąć. Pewnie nasuwa się teraz pytanie: Czemu nie zaświeciłem światła? No, nie zaświeciłem go z jednego powodu. Moja cudowna rodzina spała i strasznie się bałem, że ich obudzę. Czemu się tym przejmowałem? Nie chciałem spędzić reszty nocy w domu. Musiałem wyjść się dowiedzieć o co chodzi z całą sprawą. Kim oni są? (jaśniej Gerard) Musiałem się dowiedzieć kim są Przeklęci oraz do czego są zdolni. Postanowiłem więc, że sprawdzę to w miejscach gdzie spędzałem tę słynną noc z której tylko ja nic nie pamiętam.

Pierwszym moim celem była szkoła, a szczególnie sala gimnastyczna w szkole. Nigdy nie śmiał bym pomyśleć, że zakradnę się w nocy na teren szkoły, lecz zawsze musi być ten pierwszy raz. Zakradłem się do niej os strony kuchni, ponieważ to ona miała najstarsze okna, które łatwo było mi stłuc kamieniem. Wybiłem w oknie jedną dziurę. Nie była ona wielka, ale dzięki niej popękała szyba. Resztki szkła, które pozostały w ramie okna wykopałem butem, aby się za bardzo nie pokaleczyć przechodząc, oraz aby się zmieścić. Przechodząc przez kuchnię zastanawiałem się czy byłoby to bardzo dziwne, gdybym zajrzał do lodówki. Zachichotałem cicho, mimo iż wiedziałem, że nikogo tu nie spotkam i podszedłem do lodówki. Było w niej więcej zdrowego żarcia, niż rzeczy, które chciałby zjeść człowiek przy normalnych zmysłach. Wziąłem więc z lodówki jogurt naturalny, po czym dosypałem do niego cynamonu, cukru i kakaa. Przynajmniej teraz nie było kwaśne. Wziąłem wychodząc z kuchni plastikową łyżeczkę i zajadając jogurt poruszałem się wolnym krokiem na salę gimnastyczną. Zanim tam doszedłem zdążyłem zjeść już cały jogurt i przed wejściem na salę wyrzuciłem plastikowe pudełeczko razem z łyżeczką do kosza na śmieci. Właśnie wyobraziłem sobie jak woźne oglądając miejsce zbrodni wymieniają zdania typu: "Cóż za dobrze wychowany włamywacz mógł wyrzucić pudełko po jedzeniu do kosza na śmieci? Każdy inny by zostawił to gdzieś w kącie, lub wyrzucił po prostu na ziemie. Niewiarygodne,'' Po czym wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem otwierając drzwi. Sprawdzając ławki, mimo powagi sytuacji nie mogłem powstrzymać śmiechu mając w głowie tą sytuację. Między ławami nic nie znalazłem, sprawdzałem następnie kąty i magazynek lecz nie znalazłem nic oprócz ukrytych w szczelinach butelkach po alkoholu. Wpadłem więc na pomysł sprawdzenia szafki Denisa. Już się do niej zbliżałem, gdy usłyszałem za sobą znajomy głos.

-Wychowany przestępca co? - odruchowo się odwróciłem spoglądając prosto w oczy Alex, która właśnie się z tego podśmiewała.

-Czytasz mi w myślach? - zapytałem wystraszony

-Szeptałeś to cały czas pod nosem. - wywróciłem oczami, obwiniając się o głupotę. - Ale teraz się mnie nie bój. Nie jestem już głodna. - wytarła palcem wskazującym kącik ust.

-Co ty tu robisz? I czekaj, JUŻ?

-Tak, ale nie przejmuj się. Nie znasz tego staruszka. Przyszłam ci pomóc. Sama nie wiem eraz zbyt dużo o sobie, ale jestem silna. Czuje to. Jestem silniejsza niż zwykle. - oglądała uważnie swoje dłonie.

-Idealnie. Pomóż mi otworzyć szafkę Denisa siłaczko. - zakpiłem.

Alex podeszła do szafki Denisa i jednym ruchem dłoni wyrwała zamek.

-A teraz jak to naprawimy? - zapytałem unosząc brew.

-Hmm.. powiem Denisowi, że przyszłam po mój długopis. - uniosła ramiona. - A czego konkretnie szukasz?

-Kpisz sobie? Szukam jakiś skazówek, jakiejś księgi, czy coś... - podszedłem do szafki, aby ją przeszukać, a dziewczyna opierała się o szafkę obok obserwując ruchy moich rąk.

-Czyżbyśmy nie znaleźli tej księgi w lesie? Może warto by było poszukać jej właśnie tam nie sądzisz? Ale jeżeli chcesz przejrzeć zawartość szafki osoby, o której prawie nic nie wiesz to nie powstrzymuje. - odeszła od szafki patrząc w kierunku drzwi.

-Gdzie twoja agresja? Stara Alex wróciła już na dobre? - zapytałem zszokowany, że rzeczywiście nie chce mi zrobić krzywdy.

-Nie jestem po prostu głodna, a większa część z nas głoduje, bo chce zjeść właśnie twoje serce.

-Ah... To chodźmy do lasu. Będziemy niczym wilk i czerwony kapturek.

Droga od naszej szkoły do lasu nie jest daleka, a czas przejścia z jednego miejsca do drugiego nie trwa długo. Tym oto sposobem dotarliśmy do lasu. Idąc leśną ścieżką rozmyślałem nad tym, co może oznaczać głód, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Stwierdziłem więc, że zapytam.

-Czym jest dla ciebie głód? - Alex przygryzła wargę.

-Chcesz wiedzieć jakie to uczucie? - nie czekała na moją odpowiedź, tylko kontynuowała. - Czujesz pustkę, jesteś trochę jak powietrze. Potem czujesz ból, ale nie ból brzucha. Boli cie serce. Im bliżej jesteś jakiegoś żywego ciała tym bardziej ból narasta. Zaczynasz robić, to czego nie chcesz i mówić to co nie powinieneś. - po policzku spłynęła jej łza. - Opowiedziałbyś nawet o swoich największych sekretach w takim stanie. Nie masz czucia w nogach i jesteś straszne słaby, lecz twoje zmysły są wyostrzone, poruszamy się też wtedy szybciej, dlatego jesteśmy tak niebezpieczni. Na początku masz wyrzuty sumienia, że zabijasz, lecz potem już wiesz, że trafisz do piekła za twój głód, a nie za to co robisz.

-Nie kontrolujesz tego? - zapytałem.

-Nie potrafię, ale Denis mówił, że istnieje ktoś kto potrafi. Nie chce powiedzieć kto to, ale on mógłby nam dużo powiedzieć.

-Księga powie nam więcej. - odparłem. Doszliśmy w końcu na miejsce.

-Księga prawdopodobnie jest pod tym pniem. - Wskazała miejsce palcem, a ja poświeciłem tam latarką, rzeczywiście. Była tam.

Podszedłem do pnia ciągnąc księgę znajdującą się pod nim. Wyciągnąłem ją z całej siły, po czym przejechałem dłonią po materiale. Materiał z którego była wykonana okładka był miękki i lodowaty. Poświeciłem na nią latarką i zobaczyłem że wykonana została z ludzkiej skóry. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze, a z nerwów musiałem usiąść na pniu. Alex usiadła obok. Wpisy w księdze były koloru czarnego, lecz ktoś je poprawiał, bo były poskreślane kolorem granatowym. Na końcu księgi znajdował się podpis autora i tego kto poprawiał wpisy w księdze.

-Hej, czy to nie jest podpis Franka? - zapytała Alex, a moje serce zaczęło bić jak oszalałe.

piątek, 6 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #16

-Denis, czy nie mieliśmy iść sami? - zapytałem podśmiewując się nerwowo pod nosem.

-Ah, to tylko Ben? Stresuje cię jego obecność? - zapytał ciągnąc za moją brudną bluzę, którą dzierżyłem w dłoniach. Denis puścił bluzę, a z jej kieszeni wypadły ząbki czosnku. Chłopaki wybuchnęli śmiechem.

-Co mamy wampiry w szkole? - zapytał na żarty Ben.

-Czy mamy to zjeść? - zapytał Denis wkładając sobie ząbek czosnku do ust i wypluwając go na ziemie. Kurwa. Jednak nie są wampirami. Ale jak nie wampirami, to czym?

-Nie jesteśmy wampirami. Jesteśmy po prostu przeklęci, przez Wielką Księgę. - odpowiedział drapiąc się po szyi Ben.

-Przeklęci? O czym wy mówicie? - zapytałem zagryzając wargę.

-Ty już dobrze wiesz o czym my mówimy.  Nie wiesz jedynie nic o swoim kochasiu. - Powiedział Ben popychając mnie do przodu, przez co się wywaliłem na chodnik.

-Nie chce z wami rozmawiać. - rzuciłem przez plecy opierając się rękami o chodnik.

-Jak chcesz. - Denis podał mi rękę, abym wstał.  - To trochę dziwne, że nie chcesz wiedzieć takiej rzeczy o nim. - zmarszczył czoło i podrapał się po głowie.

-Jest moim przyjacielem. Jak będę chciał wiedzieć to go zapytam, a on mi powie. -wykrzyczałem i odszedłem,

-Nie sądzę, aby on chciał ci to powiedzieć. Nawet jeżeli... Nie ważne. - machnął ręką i odszedł z Benem w przeciwnym kierunku.

Przecież Frank jest moim przyjacielem. Powiedziałby mi gdyby było to coś ważnego. Kłamali, aby mnie zwabić. Chcieli, abym za nimi poszedł, abym im zaufał. Potem dowiedzieli by się tego co chcą i zostawili mnie samego pobitego na środku lasu. Idąc ulicą zauważyłem Franka siedzącego na chodniku. Płakał wsłuchując się w tekst kawałka Emergency, a mimo, że miał na sobie słuchawki muzykę słyszałem parę metrów od niego. Usiadłem obok niego i położyłem mu dłoń na ramieniu. Spojrzał mi w oczy, a ja posłałem mu uśmiech mówiący "Nie ważne czym się zamartwiasz, nie płacz. To minie," lecz on tylko wtulił swoją głowę w moją dłoń, co mogło wyglądać lekko dziwne. Czułem się dosyć dziwnie, bo nigdy nikt się tak przy mnie nie zachowywał. Wziąłem swoją rękę i pomogłem Frankowi wstać, abyśmy mogli spokojnie pójść na autobus. Siedzieliśmy chwilę w ciszy gdy nagle zapytałem:

-Masz mi coś do powiedzenia?

-Chciałbym powiedzieć dużo, lecz nie wiele mogę. - przytulił się do mojego ramienia.

-Czemu się tak do mnie przytulasz? Coś ze mną nie tak? - zapytałem zaniepokojony.

-Nie z tobą wszystko w porządku, idealnie. Jeżeli ci to przeszkadza mogę przestać. - podniósł głowę po czym spojrzał na mnie.

-Nie, okay. Nie przeszkadza mi to. - nie chciałem, aby znów płakał, lecz mówiąc szczerze ta sytuacja mi w ogóle nie przeszkadzała.

środa, 4 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #15

Po ostatniej nocy przysięgałem sobie, że to już koniec wieczornych spacerów, nigdy więcej późnego wracania do domu. W skrócie - mam dość. Nie powiem, że nie boję się Denisa i Bena. Nie zaprzeczę też, że Frank mnie nie przeraża. Do wszystkiego dochodzi Alex, która próbowała zjeść mi serce. Może mam jakąś chorobę psychiczną, bo to co się aktualnie dzieje nie może być prawdą. Czy na tym świecie nie ma już normalnych ludzi? Nie mam bladego pojęcia jak przeżyję jutrzejszy dzień w szkole. To będzie istne piekło.

****

Tak, może i popadam w jakąś paranoję, ale lepiej się zabezpieczyć? Przez całą noc nie zmrużyłem oka, ponieważ myślałem czym oni mogą być, aż w końcu zadzwonił mój budzik ogłaszając, że nastał ranek. Przez tą noc mogłem domyślić się, że ci ludzie prawdopodobnie są wampirami! Normalnie wierzę w to całym sobą. Chcą zjeść moje serce. Serce - pompa krwi. Haha! Rozszyfrowałem ich. Frank kłamał. Nie zna się na nich. Chciał, żebym mu zaufał, lecz ja nie jestem tak naiwny. Może on po prostu chce znać ich słabości, aby na nich polować, hę? Ubierając się do szkoły powpychałem sobie do kieszeni czosnku, tak samo do plecaka i kaptura. Przez szyję przewiesiłem sobie naszyjnik z czosnku, który zrobiłem w nocy nie mogąc spać, oraz wisiorek z krzyżem. Tak, strach ze mną wygrał.

Byłem w szkole przed wszystkimi, więc widziałem kto wchodził do szatni. Przyczaiłem się na ławce przy wejściu. Siedziałem w okularach i kapturze, więc miałem nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Jako pierwszą zauważyłem jedną z najbardziej wystraszonych osób w szkolę. - Alex, którą cierpliwie prowadził Denis pod szatnie, aby odwiesić kurtki. Obserwowałem ich dopóki do szatni nie weszła Agatha. Spojrzała na mnie, a ja przywołałem ją ruchem ręki.

-Gee, co ty wyprawiasz?  - zapytała marszcząc brwi.

-Śledzę Denisa i Franka. Czy ktokolwiek rozpozna mnie w takim przebraniu?

-No może gdybyś zmienił bluzę to nikt by cię nie rozpoznał, bo wiesz. Wczoraj byłeś w tej samej. - zaśmiała się pod nosem i odeszła.

-Dzięki! - krzyknąłem za nią i szybkim ruchem ściągnąłem okulary z głowy, lecz dalej siedziałem w kapturze.

Zadzwonił dzwonek na pierwszą lekcje, którą przesiedziałem w ostatniej ławce ostrząc mój od lat tępy scyzoryk. Fizyka to przedmiot, którego egzystencję najmniej rozumiem. Narazie nie byłem narażony na wzrok żadnej ze znajomych mi osób. Szczególnie chodziło o Franka. Tak, definitywnie o niego.

Resztę lekcji spędziłem z kapturem na głowie, którego od rana nie ściągnąłem. Niespodziewanie na przerwie przed ostatnią lekcją dostałem kanapką w głowę. Zsuwała się powoli po moim kapturze, a ja ze zdziwienia odchyliłem usta w wyrazie zaskoczenia. Strzepałem kanapkę z głowy po czym ściągnąłem kaptur z głowy. Powoli odwróciłem głowę kontem oka dostrzegając mojego dawnego przyjaciela Patricka. Siedział przy oknie ze swoimi 'przyjaciółmi' i śmiali się ze mnie. Tak, za mnie! Boże jak można być jednocześnie tak szczęśliwym i złym? Usta momentalnie wykrzywiły mi się w dół tworząc szeroki uśmiech. Wszystko wraca do normy! Nie ma Franka, nie ma nikogo. NIKOGO. Jestem tylko ja i żadnych innych problemów. Po chwili usłyszałem nawoływania typu "Ej, emo! Chodź tu, bo chcemy cię dobić!"

Już miałem do nich podejść i pośmiać się z nimi ze śniadania, które wylądowało na mojej głowie, gdy poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Odwracając się spostrzegłem, że jest to Denis. Ciągnie mnie do łazienki odciągając od grupy oprawców z którymi mam ochotę się pośmiać z własnego nieszczęścia. Podeszliśmy do umywalki, a Denis wyciągnął wodę z plecaka oblewając mi nią twarz.

-Oszalałeś człowieku? Otrzeźwiej! - krzyknął i rzeczywiście otrzeźwiałem. Jak mogłem chcieć podejść do moich oprawców?

-Tak, wiem, że to nie odpowiedzialne, ale cieszyłem się, że wszystko wraca do normy i poniosło mnie. - Parsknął śmiechem.

-Zdejmij tą uwaloną masłem bluzę. Oddam ci swoją bluzę, którą mam na wf. - wyczułem, że nie była to propozycja, lecz musiałem się odezwać.

-Wiem, że chciałbyś być miły, lecz nie musisz się starać. - powiedziałem.

-To nie była sugestia. - Ah, ten człowiek był niezwykle przekonujący.

-Dzięki. - odparłem zmieniając brudną od masła bluzę na śmierdzącą potem. - Jestem ci winny przysługę.

-Po prostu chodź się ze mną przejść. - powiedział.

-Mam jeszcze jedną lekcje. - odparłem z ponurym uśmiechem.

-Podrobię ci zwolnienie. - zaproponował.

-Niech będzie. - wow, maiłem okazję się zerwać ze szkoły i nie postanowiłem o tym sam. Mam wymówkę. Nie liczą się już nie usprawiedliwione lekcje. Koleguję się z tym popularnym, a to jest zaszczyt.

Mieliśmy wychodzić już ze szkoły, gdy nagle zauważyłem Franka. Patrzył jak szedłem uśmiechając się do Denisa, a on do mnie. Pięści Franka się zacisnęły, a oczy zaszkliły. Mijaliśmy go, gdy nagle złapał moją dłoń i wyszeptał zapłakanym głosem:

-Proszę, nie idź z nim.

-Ale o co ci chodzi? Nie ma złych zamiarów. Przecież gdybyś chciał... - zawahałem się - mógłbyś iść z nami. - Denis wywrócił oczami.

-Właśnie Frankie. - potwierdził moje słowa, a ja uśmiechnąłem się do Franka, lecz on puścił moją dłoń i odszedł.

Z Denisem wyszliśmy już ze szkoły i ku mojemu zdziwieniu zamiast na miasto kierowaliśmy się w stronę lasu.

-Chyba dalej nie powiedział ci wszystkiego, co?

-Wszystkiego czyli? - dopytywałem się.

-Wszystkiego co chciałem powiedzieć ci przy ostatnim spotkaniu. - nagle zza budynku wyszedł Ben.

poniedziałek, 2 maja 2016

And After All The Blood That You Still Owe #14

-One pragną tylko twojego serca. Zrobią też wszystko, żeby je dostać. Te bestie są podstępne, są bardziej rozwinięte od nas. Najniebezpieczniejsze są jak są głodne.

-Czy ja...? - zacząłem pytanie.

-Nie zamienisz się w jednego z nich. To trochę dziwne, lecz myślałem, że się zmienisz. Może nie zmieniłeś się przez narkotyk, który dosypał ci Patrick? Nie ważne. Po obserwacji ludzi przemienionych zauważyłem, że tylko chwilami są niebezpieczni. Potem nic nie pamiętają. - przesunął swoją dłonią po sofie, po czym chwycił moją dłoń. - Alex nic nie będzie pamiętać z tego, że chciała cię zabić, ani że chciała skoczyć.

-To jak jej wytłumaczymy co tu robi i skąd to wszystko wiesz?

-Znałem przyjaciela Denisa, a on nie znalazł tej księgi przypadkowo. Schował ją tam. Chciał powołać nowych nieśmiertelnych. Oni zdobywają dla niego pożywienie. Boją się go. Ale teraz ty będziesz ich celem, bo ty przeżyłeś rytuał i się nie przemieniłeś.

-Jak to będę ich celem. - usiadłem na łóżku łapiąc się za głowę.

-Będą chcieli cię zabić, ale ja cię obronię. Myślę jak oni. Nauczyłem się tego obserwując zachowanie Alex.

-Zejdźmy może do piwnicy zobaczyć co z nią?

-Poczekaj tutaj. Ja zejdę i sprawdzę.

Frank zszedł do piwnicy, a ja nie czekając ani chwili dłużej wybiegłem od niego z domu i pognałem na przystanek autobusowy. Wsiadłem do autobusu, który dopiero co przyjechał i wyglądając przez okno analizowałem sytuację.

Wysiadłem z autobusu parę przecznic od mojego domu. Było teraz strasznie ciemno na dworze, lecz się nie bałem. To co mówił Frank nie mogło  być prawdą. Może oni mają jakieś zaburzenia psychiczne, więcej niż jedną tożsamość? A może ja tak mam i akcja mojej opowieści rozgrywa się w mojej głowie? Mimowolnie pozwoliłem moim łzą cicho i powolnie spłynąć po moich lekko zarumienionych od zimna policzkach. Chuchnąłem w moje zimne dłonie i przetarłem dłoń o dłoń. Nie dość, że było ciemno, to na dodatek strasznie zimno.

Szedłem powolnym krokiem w stronę domu, gdy nagle zza krzaków stojących przy posiadłości mojej sąsiadki wyłoniły się dwie postacie. Intuicja podpowiadała mi, że jedna z postaci to Denis.

-No proszę, proszę. Któż to wraca tak późną porą do domu. - postacie podeszły do mnie. - Ale ty pewnie nas nie pamiętasz. Ja jestem Denis, a to Ben. - Denis podał mi dłoń.

-Gerard - odpowiedziałem mu tym samym podając rękę jeszcze Benowi.

-Oh, wiemy! Kto po tamtej nocy mógłby tego nie wiedzieć? - roześmiał się.

-Co takiego wartego zapamiętania mogłem zrobić? - zapytałem śmiejąc się razem z nimi.

-No, ty i Frank wyglądaliście uroczo. Jak stare dobre małżeństwo. Jak tam wasz związek? Co u Franka? - zapytał Ben.

-Nie, my nie jesteśmy razem. Przecież, nie jestem gejem. - pokiwali powoli głowami, jakby chciali powiedzieć 'lepiej mu nic nie mówić' - U Franka raczej wszystko w porządku, ma wspaniałą rodzinę i znajomych.

-Oraz przyjaciela. - odpowiedział Frank wychodząc z tyłu ulicy, a moim rozmówcą opadły szczęki. - Witajcie koledzy. - powiedział szczerząc się do nich. - Pozwolicie, że was opuścimy? Mój przyjaciel chciałby w spokoju dojść do domu i być może bezpieczniej by było gdyby w moim towarzystwie. - szturchnął mnie łokciem co trochę zabolało.

-Ah...  Frank. Jasne, ale mam nadzieje, że chłopak wszystkiego się dowie. - odpowiedział Denis, po czym wszyscy się pożegnaliśmy, a ja z Frankiem poszliśmy w stronę mojego domu.

-Dlaczego uciekłeś? Wystraszyłem cię? - powiedział po dłuższej ciszy.

-Nie, wszystko w porządku. Znaczy nie. Nic nie jest w porządku. Nic już nie rozumiem. - stwierdziłem.

-Wszystko w swoim czasie Gee. - stanęliśmy pod moim domem. Frank spojrzał mi w oczy, po czym stanął na palcach i pocałował mnie w czoło. - W swoim czasie. - odszedł machając ręką w tył, lecz nie patrząc na mnie, a ja stałem przed domem jak dziecko, które zgubiło rodziców w supermarkecie.