Siedzieliśmy na trawie w parku. Można ostatnio zaobserwować jak bardzo lubię siedzieć na trawie. Czekałem z niecierpliwością na nadejście chwili, w której wyzwolę ich wszystkich. Czekałem na chwilę, aż w końcu będą wolni. Uśmiechałem się mimowolnie pod nosem i zacisnąłem z nerwów pięści. Wpatrywałem się w drzewo na przeciwko mnie, wyobrażając sobie, że wszystko będzie po staremu - normalnie. No, nie wszystko będzie normalnie. Ja i Frank nie "będziemy normalnie". Czułem teraz, że żywi do mnie urazę, lecz nie wiem z jakiego powodu. Otarłem twarz dłońmi, aby otworzyć szerzej oczy i wyraźniej spojrzeć na świat.
-Co oznacza twoja
WOLNOŚĆ? - zapytałem w pewnym momencie w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od drzewa. Czy było ono tak intrygujące? Nie.
-To nie jest
wolność. - kątem oka zauważyłem, że mnie obserwuje. - To będzie dalszy ciąg starego życia, a to co dzieje się teraz będzie krótkim przerywnikiem z którego nie będę nic pamiętał. Stracę dwa lata swojego życia, bo byłem dłużej jednym z
Przeklętych niż reszta twoich przyjaciół. Nauczyłem się już z tym żyć.
-Jak to nic nie będziesz pamiętał? - odwróciłem się by spojrzeć mu prosto w oczy. Szczęście mi uciekło, ponownie.
-Ostatnie dwa lata przepadną. Poczuję pustkę i wrócę do swojego domu. Prawdziwego
domu, który doszczętnie spłonął. Pewnie na początku się wystraszę, że dom spłonął, a rodzice pewnie byli w środku, lecz policja uświadomi mi, że po prostu się przeprowadziliśmy. - łza spłynęła mu po policzku.
-Boisz się zapomnieć? - zapytałem.
-Nie chcę zapomnieć Agathy, nie chcę również zapomnieć Alex, nie chcę zapomnieć o chłopakach, ale szczególnie nie chcę zapomnieć o
tobie... - pociągnął nosem
-Przypomnę ci o mnie. Nie dam o sobie zapomnieć. - zapewniałem przytulając go do swojego boku.
-Nie. Ty nie rozumiesz. - zaczął szlochać.
-Czego nie rozumiem?
-Nie chodzi o zapomnienie ciebie. Tylko moich uczuć, które do ciebie żywię. Bo to jest tak wspaniałe. Nigdy się tak nie czułem. - czułem właśnie jak nogi mi miękną i było mi coraz bardziej gorąco. Te słowa tak legły mi na sercu, że wiedziałem, iż szybko się nie pozbieram.
-Obiecuję, że nie zapomnisz. Przypomnę ci o wszystkim. Nie przejmuj się tym narazie. - pogłaskałem go po plecach.
-Nie możesz obiecywać ludziom rzeczy, na które nie masz najmniejszego wpływu. Ale jeżeli tak się zmienię, że przestaniesz mnie lubić? - widziałem jak bardzo panikował. Było mi go tak szkoda.
-Frankie, ja cię nie lubię. - otworzył szerzej oczy. - Ja cię kocham. - mówiąc szczerze, nie mam pojęcia czemu mu to powiedziałem, ale w sumie i tak nie będzie niczego pamiętał. Zestresowałem się bardziej niż zwykle.
-Jeżeli siedzimy prawdopodobnie razem ostatni raz... mógłbym o coś prosić? - zapytał niepewnie.
-Proś o co chcesz. Zrobię wszystko. - rzuciłem mu blady, zdenerwowany uśmiech.
-Pocałuj mnie. - maja twarz przybrała wyraz zaskoczenia. Wiedziałem to, mimo że nie widziałem sam siebie.
Wtopiłem głowę w jego włosy i pocałowałem go w szyje, lecz wiedziałem, że nie tego ode mnie oczekuje. Przeniosłem się więc powoli w stronę ust, a gdy w końcu tam dotarłem, zacząłem napierać swoimi ustami coraz mocniej na jego usta. Gdy zabrakło mi tchu, usiadłem obok i utkwiłem z powrotem swój wzrok na drzewie stojącym na przeciwko mnie. Poczułem nacisk i przyjemne ciepło na jednym ze swoich boków. Odwróciłem głowę zauważając Franka wtulającego się w moją rękę.
-Nie wycofuj się nigdy. Musisz nam pomóc. - rzucił w moją stronę.
-Miała być jedna prośba. - uśmiechnąłem się.
-A więc ta, jest tą właściwą.
******
Dziś Frank miał wszystko zapomnieć. Myślałem o tym cały czas. Usiadłem w kącie mojego pokoju i opatulony dwoma warstwami koców zacząłem płakać. Wiedziałem, że zapomni o wszystkim. Wiedziałem, że już nigdy nie będzie z nami tak jak było. Ale obiecałem. Nie mogłem się już wycofać. Boże, gdybym wiedział o tym wcześniej.
Wyczekiwana przez wszystkich godzina. Tylko nie przeze mnie. Ostatnie te godziny chciałem spędzić nie z kim innym jak z Frankiem, lecz on odszedł. Ostatnie nasze spotkanie miało odbyć się w lesie. Wstałem więc z podłogi i wziąłem księgę. Udałem się w stronę lasu, a przed nim zauważyłem Denisa i Alex.
-Nie chcę umierać Denis. - płakała wtulając się w jego ramie.
-Też nie chcę cię stracić. - płakał razem z nią. - Kocham cię. - powiedział patrząc jej w oczy.
-Ja ciebie też kocham. - Denis pocałował ją w czoło, po czym ujął jej dłoń i poszli do wyznaczonego miejsca, lecz idąc za nimi słyszałem ich rozmowę. - Czy to będzie bolało? Wiesz, wpompowanie krwi.
-Będzie, ale uratujesz nas wszystkich. Będę trzymał cię za rękę. Nie zostawię cię do końca. - zamilkł na chwilę. - Na początku miałaś być tylko naszą deską ratunku. Drzwiami do nowego życia, ale teraz. Będzie mi cię brakowało.
Nie słuchałem ich dalej. Usiadłem na pniu i zacząłem szlochać. Zabiję Alex i wyczyszczę pamięć Frankowi. To będzie najgorszy dzień w moim życiu. Nagle zza drzew wyłoniła się Aagatha. Podeszła do mnie siadając obok.
-Jest już Frank? - zapytała.
-Nie, a co? Poza tym co tu robisz?
-Wiem o wszystkim. Chciałam się tylko z nim pożegnać z Alex z resztą też.
Siedzieliśmy czekając na Franka. Siedząc z nią dowiedziałem się, że ona ma mi pomóc w ceremonii. Nagle chłopak wyszedł zza zakrętu. Podszedł do nas siadając między mną a Agathą. Dziewczyna przytuliła go tłumacząc, jak bardzo będzie tęsknić. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w ciszy. Frank ujął moją dłoń, aby mnie pocieszyć, lecz to nic nie dało. Udaliśmy się w stronę naszego celu.
******
Dotarliśmy tam już po paru minutach. Wszyscy przeklęci siedzieli na ziemi płacząc i rozmawiając jak bardzo będzie im siebie brakowało. Alex siedziała na pniu trzymając Denisa za rękę. Chłopak zauważając mnie powiedział, że wszyscy są gotowi. Nie sprzeciwiali się mi. Czekali na moment, aż ich wyzwolę.