czwartek, 14 lipca 2016

Naszkicowane Miasteczko #16

[FRANK POV]

Dziś lekarz ściągnął mi gips. Bardzo cieszyłem się, że w końcu będę mógł normalnie chodzić, lecz moja noga dalej nie będzie w pełni sprawna. W domu panowała natomiast bardzo napięta atmosfera. Odzywali się do mnie nieliczni. Praktycznie to tylko rodzice, Nicole i Mikey. Reszta mnie unikała, nawet Bob, ale to może dlatego, że zadaje się z  Caroline i Ray'em. Jeszcze na początku Bob mówił mi, że Gerard zniszczy moje relacje z wszystkimi. Ostrzegał, że mnie zniszczy, a Gerard to zrobił. Postanowiłem więc, że zaprzyjaźnię się z trzynastolatkiem. Zaproponowałem więc Mikey'owi spacer, na który na szczęście się zgodził. 

-Czy tu już zawsze będzie taka pogoda? - zapytałem i zaśmiałem się krótko. 

-Jest tak odkąd tu mieszkam. - odpowiedział chłopak z uśmiechem.

-A długo już tu mieszkasz? 

-Jakieś cztery lata, ale bardzo mi się tu podoba. Mimo pogody i lekko przerażających domów jest tu całkiem spokojnie. Chyba, że kumplujesz się z Gerardem, to nie jest spokojnie. Wymyśla jakieś duchy i poszukiwania. Próbował mnie w to wciągnąć, ale nie chciałem. A ty z tego co wiem się z nim kumplujesz. - uśmiechnął się i uderzył mnie łokciem w bok. Zacząłem rozmasowywać obolałe miejsce. 

-Nie kumplujemy się. Przynajmniej już. - odpowiedziałem ze smutkiem w głosie. 

-Jak to? Odpuścił sobie? Powiedział ci coś?

-Nic mi nie powiedział, tylko na mnie narzeka. 

-Ale czy powiedział ci to?

-Nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedziałem zdziwiony. 

-Ale z niego kretyn. - odpowiedział. 

-Zmieńmy temat. - zaproponowałem. - Czym się interesujesz? 

-Ale nie będziesz się śmiał? - dopytywał. 

-No jasne, że nie. - odpowiedziałem uśmiechając się do niego. 

-Interesuję się zbieraniem owadów. Kocham zbierać żuki i zatapiać ich zwłoki w formalinie. Kocham patrzeć na ich piękne kolory. - na chwilę zamarłem i próbowałem nie wybuchnąć śmiechem, przez co wyglądało to jakbym miał czkawkę. 

Resztę dnia spacerowaliśmy w ciszy, wsłuchując się w odgłosy miasta. Wieczorem wróciliśmy do domu w samą porę na kolacje, na której oczywiście nie zjawił się Gerard. Caroline posyłała mi coraz to bardziej nienawistne spojrzenie, a reszta rodziny na mnie nie patrzyła. Oprócz Mikey'a i Nicole, którzy od czasu do czasu się do mnie uśmiechali. Próbowałem coś zjeść. Na prawdę, próbowałem ale nie zjadłem ani widelca makaronu. Wstałem więc jako pierwszy i odniosłem talerz do kuchni, po czym udałem się do swojego pokoju. Myślałem, że będzie on pusty.

Wszedłem do pokoju trzaskając drzwiami, lecz od razu zostałem przyszpilony do ściany, nie próbowałem się wyrywać, mimo iż wiedziałem jak może się to dla mnie skończyć. Zamknąłem więc oczy, aby po chwili poczuć usta Gerarda napierające na moje. Otworzyłem oczy ze zdziwienia, aby ponownie je zamknąć i odwzajemnić pocałunek. Po chwili Gerard oderwał się ode mnie i otworzył w drzwi. 

-Zapomnij. - powiedział wychodząc, a po jego głosie można było zauważyć, że płakał.

 Położyłem się na swoim łóżku i zgasiłem lampkę nocną. Przez pół nocy wpatrywałem się w sufit przyłapując na tym, że marzę o jego oczach. W sumie przyłapywałem się na tym, że marzę o nim całym i wcale nie chcę zapomnieć tego pocałunku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz